Mam
lenia
Przeogromnego przeolbrzymiego lenia od dwóch dni, działam
na pół gwizdka.
Ten tydzień pracuję w domu, nigdzie jutro nie jedziemy, elementy do pracy przyjechały z nami. Potem jeszcze ze dwa tygodnie na wyjeździe

i KONIEC.
Tam gdzie teraz jestem pracuje dużo osób z za wschodniej granicy, są Białorusini, Ukraińcy, Litwini, są też przesympatyczne młode siostry zakonne z Litwy.
Jedna jest
kociarą kiedyś się zgadałyśmy, zaczęła nam opowiadać o swoim dzieciństwie spędzonym wśród zwierząt, opowiadała o swojej nieżyjącej już mamie, która musiała być kobietą niezwykle charyzmatyczną i pracowitą.
Założyła i prowadziła hodowlę koni, stadninę, ośrodek jeździecki, hodowlę psów rasowych, po jej śmierci zabrakło tego
ducha, energii, gospodarstwo podupadło, wszystko się rozpierzchło.
Historie smutne, wesołe, wspomnienia nieżyjących już ulubionych zwierząt, które przychodziły, były, odchodziły...
Zachwyciły mnie imiona, którymi ta kobieta obdarzyła swoje dzieci, starolitewskie, Siostra ma na imię Rosa, od rosy porannej, jej siostra w polskim tłumaczeniu -Rumianek, starszy brat -Echo, młodszy -Błękit Nieba.

Krowa rośnie, nieubłaganie, wczoraj zajrzałam do paszczy, bo coś z niej
waniejet a tam dwa rzędy kłów, dziecko ząbki wymienia, Wróżka Żębuszka się kłania

trzeba chruptałki smakoszki pod poduszkę wkładać...
A tak się bractwo zabawia, jak matka sobie ręce po łokcie urabia
rymło mi się
wieża Kotbel...


Paczymy...



