Dzisiaj było o jednego kota więcej pod hutą, czyli cztery czarnuszki, dwa krówki i burasia.Wszystkie najpierw przybiegły i kazały się miziać.Zwłaszcza burasia.Nosiłam ją na rękach, nie wyrywała się.Kiedy ją złapię, nie wypuszczę na wolność, tak myślę.Dość się namęczyła, narodziła dzieci, niechby już nie marzła, nie głodowała.Nie wiem jak to zrobię, ale jakoś muszę.
Znowu ktoś próbował się włamać do domku burasi, czego tam ludzie szukają ? Nie ma tam nic cennego, ale zniszczą, nabałaganią, szkoda gadać.Nadal nie wiem, który kot tam się stołuje, jedzenie znika, ale już nie w takiej ilości jak kiedyś.
Sowa była obok swojej budy, musiałam też ją doprowadzić do porządku, bo jakieś bydlę postanowiło ją przestawić, porozrzucać miski.
Miałam nerki i gotowane mięso z kurczaka zalane bardzo esencjonalnym, tłustym rosołem.Sowa od tego zaczęła, huciane wolały nerki.Postanowiły też pozbawić psów posiłku

Bardzo smakowała im kiełbasa dla psów i rosół z psich misek.Miały dokładnie ten sam z czyściutkim mięskiem, ale ten z kośćmi był jakoś lepszy.
Psów nie było, nawet Maks się nie zjawił, jest ciepło, biegają po śmietnikach jak sadzę.