Jeździłam przez kilka dni w listopadzie kaczką (fordem ka) narzeczonej brata. Oprócz tego, że jest żółta (moja jest czerwona) ma magiczny wynalazek - wspomaganie kierownicy. Nagle parkowanie stało się o wiele prostsze

Jak wsiadłam później do swojej to miałam wrażenie, że przesiadłam się do czołgu
Brat znalazł na allegro niezłą kaczkę ze wspomaganiem i w niedzielę, po szybkiej akcji, wolnym na żądanie, umówiliśmy się, że pojedziemy dzisiaj do Częstochowy ją kupić. Rano okazało się, że brat wypatrzył jeszcze jakieś części do swojej kaczki, które... może odebrać osobiście... w Częstochowie

Tym sposobem Młody zaoszczędził 40 zł za wysyłkę i to była ta "fartowna" część wycieczki
Samochód obejrzeliśmy, kupiliśmy i zbieraliśmy się do wyjazdu. Brat miał jechać pierwszy, no to czekamy z TŻ, czekamy, czekamy, a tu nic. Pech. Okazało się, że mondeo odmówiło posłuszeństwa... Brat się jeszcze łudził, że to tylko akumulator. Podłączyliśmy dwa samochody kablami, a mondeo nadal nie chce zapalić. Szybka konsultacja z mechanikiem: "czy można diesla odpalać na popych?" I pchaliśmy w trójkę: ja, TŻ i dziewczyna, od której kupowałam kaczkę

Fartem byliśmy na górce i w dół było łatwo pchać, a mondeo zapaliło.
Całą drogę do Kielc przejechaliśmy przez zatrzymywania się, bo gdyby brat się zatrzymał, to już by nie ruszył. Zamiast do domu pojechaliśmy od razu do mechanika. Żeby ominąć miasto (jak na złość mechanik jest po drodze na Tarnów, a nie na Częstochowę) brat nas wyprowadził drogą wiejską. I co zrobiłam? Pechowo na rozjeździe skręciłam w zła stronę i musiałam nawracać - co ja na to poradzę, że wybór był nietrafiony...
W końcu dojechaliśy do mechanika, zostawiliśmy mondeo, wsiedliśmy w trójkę do kaczki i pojechaliśy do domu. Niby trasa Częstochowa-Kielce to tylko 150 km (z mechanikiem 200), cały czas jechaliśmy samochodem, a wróciliśmy z TZ tak zmęczeni, jakbyśmy tą drogę przeszli piechotą.... Dlatego też idę w końcu spać

Dobranoc wszystkim
