» Nie wrz 29, 2013 6:15
Re: Niania (') Krzywy (') Thaja (') Joś już w domu:)
Jeszcze raz dziękujemy wszystkim za obecność, wsparcie – cale szczęście ta historia zakończyła się szczęśliwie i szybko. Bo prawda jest taka, że równie dobrze mogłoby się to skończyć całkiem inaczej. Obserwacje/informacje na temat zachowań kotów w czasie ucieczki z domu w tym przypadku okazały się bardzo trafne. Joś, jako kot ostrożny, bojaźliwy nie oddalił się od domu. Siedział kilkadziesiąt metrów od naszych okien, w miejscu, na które wcześniej nigdy nie zwróciliśmy uwagi. W starym kontenerze, dość dużym (wysokość i szerokość może 2 m.), i co ciekawe – z takim wejściem (na wrzucanie czegoś?). Przechodziliśmy tamtędy ileś razy, ale jakoś nie wydawało nam się, że on może tam siedzieć. Choć faktem jest – pod tym kontenerem Joś siedział dwa dni temu (chyba wszedł tam na „płasko”, bo tam jest tak mała szpara od ziemi). W każdym bądź razie musiał słyszeć nasze głosy, jak go nawoływałyśmy. Pewnie długo jeszcze byśmy go szukały, gdyby nie przypadek – akurat Wera przechodziła obok(poraz enty), gdy Joś się na chwilę wynurzył. Na jej widok się wycofał, ale już go mieliśmy… W sensie nie było stamtąd drogi ucieczki –otwór zakryłyśmy kocem. Było trochę sensacji, bo nikt nie miał dostępu do klucza, żeby ten kontener otworzyć (zresztą weekend, to w ogóle ciężko kogoś znaleźć, z kimś się dogadać). W końcu jedna Pani, która cały czas wspierała dziewczyny i pomagała w szukaniu zasugerowała, że trzeba wezwać straż miejską. Straż miejska skierowała nas do straży pożarnej. Która przyjechała zresztą. Ale w tym czasie, kiedy my czekałyśmy z Misią na straż, Wera siedziała przy kontenerze i gadał do Josia. NAJ bardziej wzruszające dla nas jest i było, że Joś zareagował, poruszył się na dźwięk imienia ZOŁI (nastąpiło jakieś połączenie m. neuronami i zajarzył?). W każdym bądź razie musieliśmy straż odwołać, bo Joś wyszedł trochę, Wera go złapała za kark i wsadziła do kontenerka.
W domu Joś wbił się pod łóżko, ale tylko na chwilę. Zjadł, zaczął obchód mieszkania. On chyba siedział gł. w tym kontenerze, bo nie jest jakoś specjalnie brudny. Jedynie jego białe „adidaski” są trochę usmolone. A potem Joś padł na swojej kanapie, dziewczyny też padły. Zresztą też poprzeziębiane. Po Josiu widać, ze jest bardzo zadowolony/szczęśliwy/ na swoim miejscu – był dla nas wszystkich bardzo miły wczoraj, barankował, wywalał brzucha i spał na moim łóżku całą noc, którego to zaszczytu nie dostąpiłam już dawno.
Wzruszającym też okazał się w tej historii fakt, że – wg słów Wery, bo to dziewczyny gł. szukały, ja tylko „z za winkla” raczej – że okazało się, że sporo osób było nam bardzo życzliwych, sąsiadów z sąsiednich klatek, z bloku. Wspierali, interesowali się i ponoć wcale nie tacy przeciwni kotom… Co nie zmienia faktu, że koty podwórkowe tak naprawdę zostawione są same sobie, tzn. z wyjątkiem kilku osób, chyba gł. Pań, które dokarmiają, dbają jak mogą. Ale są w tym bardzo chyba osamotnione… Bo na słowach współczucia i żalu w kierunku bezdomności się najczęściej kończy… Niestety sama jestem tego przykładem. Należę do tych, którzy muszą udawać, że nie słyszą, nie widzą. Wczoraj miałyśmy jeszcze jedną sytuację. Za oknem był płacz. Nie DAŁO się go nie słyszeć. Było już koło północy. Oceniłyśmy, że płacze jakiś kot, na pewno mały. Płakał jak dziecko. Poszłyśmy go szukać, nie licząc się z protestami Tżeta. Ale ciężko znaleźć – dziewczyny już i tak po tych kilku dniach przemarznięte, kichają, gardła bolą. Poza tym TAK NAPRAWDĘ nie wiedziałyśmy co zrobimy z ew. znalezionym kotkiem. Do domu nie możemy go wziąć, bo Lili, nasza dymna kotka, nie była jeszcze szczepiona. Nad ranem też słyszałyśmy ten głos, ale jakby cichszy. Poszłyśmy tam z Werą, ale samochody zaczęły już jeździć i nie można już było zlokalizować tego głosu. Raz tylko, jeszcze wczoraj mignęła nam postać- to jest może 2-3 mies. Kotek. Naprawdę nie wiem, co z tym fantem zrobić. Może ktoś nie uwierzy – ale nie mam możliwości wzięcia go do mieszkania. Piwnica też jest nie przystosowana – zresztą na pewno by się wydzierał zamknięty w klatce.
Po raz kolejny, wysunąwszy nos, poza ciepły fotel czy wygodną kanapę, zobaczyłam przez chwile inny świat. Świat, którego na co dzień wygodnie jest nie widzieć. Choć nie do końca chodzi tylko tutaj o wygodę, ale o wiele innych rzeczy.
Dlatego z tego miejsca chciałam PODZIĘKOWAĆ, ODDAĆ SZACUNEK, WIELKI SZACUNEK tym wszystkim, którzy czynnie pomagają bezdomnym zwierzakom. Moja słowa to niewiele w tym wszystkim, bo znów wrócę do mojego wygodnego świata, gdzie już wszystko gra i wszyscy w komplecie. Ale Wasza działalność, pomoc, oczywiście ta sensowna, prawdziwa, a zresztą nawet każdy odruch pomocy to dla tych zwierzaków często mniej bólu i cierpienia.
Pozdr. Serd.
Gaja - ['] -09.06.2010 | Miya - ['] -05.05.2012 | Krzywy - ['] - 30.09.2012 | Niania - ['] - 19.01.2013 | Thaja - ['] - 04.02.2013 | Gaspar - ['] - 18.07.2013 | Kora - ['] - 21.06.2014
