Gorzej, SEUR. Z DHLem jeszcze jako tako, chociaż z jednym mam na pieńku, cholerny latynoski męski szowinista (jak go kopnę kiedyś w tę męską d**ę z buta ochronnego...), który w pracy łaskę mi robi, że czeka trzy minuty na dokumentację paczki (musi być zrobiona tuż przed wysyłką). Ostatnio chciał mi wcisnąć kit, że on mi nie może dać numeru tracking, tylko najpierw stwierdził, że przecież już mam numer (tylko że to inny numer) a potem, że mam zadzwonić to mi dadzą. W końcu się okazało, że da się i że owszem, może mi dać naklejkę z trackingiem. Tak mi skubaniec demonstruje swój brak szacunku że ostatnio jak go tylko widzę to natychmiast się prostuję, rosnę 10 centymetrów i robi się ze mnie zimna suka. Wysoka, zimna suka
Ale drugi ich kurier obslugujący fabrykę, Hiszpan tym razem, jest spoko gość. Tyle, że on jest od lotniczych a tych wysyłam mniej.
No i raz moja paczka wpadła w jakąś poznańską czarną dziurę, ale złodzieje mogą się wszędzie trafić.
A wracając do SEURa - żeby jeszcze tych paczek nie dostarczali, tylko od razu kazali jechać, to ok, byłaby sprawa jasna. Ale: najpierw mnie wkurzyli, bo siedziałam cały bity dzień w domu, żeby po dwudziestej na ich stronie zobaczyć wiadomość "nie dostarczono z powodu nieobecności odbiorcy". Szlag mnie mało nie trafił.
Na drugi dzień zadzwonilam do nich, że mają być do godziny 16. Kurier przyjechał po 17, dokładnie jak wyszłam do apteki, za róg dosłownie. Przysłał mi smsa, że mnie nie ma i że moge odebrać w centrali. Zaczęłam histerycznie oddzwaniać ale nie odebrał, a ja pól minuty później byłam pod domem. Wkurzyłam się, bo po co umożliwiają odbiorcy wybór godziny dostarczenia, skoro nic ona dla nich nie znaczy. Koniec końców, zadzwonilam do nich, zakazałam jakiemukolwiek kurierowi dotykania mojej paczki i zapowiedziałam, że po pracy sama po nią pojadę. Acha, to było jedzenie dla Tosi, w sumie moja wina bo zamowiłam na ostatnią chwilę i musiałam w końcu kupić paczkę u weterynarza, bo karma nie dotarła na czas.
Ostatni zakup - drapak. Myślę sobie - będę kwiatem lotosu, jak kurier pojawi się pod moją nieobecność (albo znów sobie moją nieobecność wymyśli) to po prostu zadzwonię do nich, znów każę zostawić w magazynie i następnego dnia po pracy odbiorę.
Dzwoni kurier, że on jest i co robimy. No fajno, ja jestem w pracy, zawieź paczkę do magazynu, odbiorę sobie. A może mi pod drzwiami zostawić - nie, dziękuję, zawieź do magazynu, jestem kwiatem lotosu, odbiorę sobie wieczorem. I tu napatoczył sie sąsiad i ważąca dobre 20 kilo paczka została mu wciśnięta. A mnie sie zrobiło wstyd, dodatkowo numer mieszkania sąsiada nic mi nie powiedział i nie bardzo wiedziałam kto to.
Do dziś nie wiem, który to sąsiad, bo paczkę przekazała mi jego żona. Ale ogólnie sąsiadów mam spoko, więc nie ma sprawy. Niemniej ja już taka jestem, że nie lubię innym zawracać głowy moimi sprawami, a ponadto jak mowię kurierowi jedno a on robi drugie to mnie ręce opadają.
Się rozpisałam, na początku miałam napisać, że DHL spoko, ale jak sobie tego skubańca z pracy przypomniałam to mi dym uszami poszedł i musiałam się wyżalić.