KMagda pisze:Pisałam już, właściciele udzielali się na wątku, zamieszczali fotki, nie dziwię się zupełnie, że wolontariuszki nie dzwoniły dodatkowo, zwłaszcza mając pod swoją opieką resztę kotów w schronisku i nie tylko.
I wg nich pisali prawdę, kot jadł, średnio się otwierał na nich.. no był w depresji

I tak przez trzy tygodnie, za to zero info o wizycie u weta. Tego kota widzieli wcześniej wolontariusze, nagrali filmik, bardzo niepokojący... I co ma wystarczyć zdjecie , dwa.. tak to można, ale oddać młode, zdrowe kociątko do adopcji, nie kota, który z miejsca nie wstaje.. No wybacz.. Właściciela pisali, a nikt im nic nie zasugerował, to ma ich obciążać? Wszyscy widzieli, ale tylko oni winni?
KMagda pisze:Właściciele kreowali się na osoby doświadczone, posiadające wcześniej koty, i to nie tylko zdrowe, ale także i kota chorego na astmę. Może inaczej by wszystko wyglądało gdyby wczesniej napisali, że niewiele wiedzą o kotach.
Heh Jakby deklaracje były prawdą 100% żylibyśmy w raju. Każdy kto wydaje koty do adopcji wie, że trzeba czegoś wiecej, niż tylko oprzeć się na deklaracjach.. Po to są chyba wizyty przedadopcje, by wiedzieć więcej niż same deklaracje..
KMagda pisze:I ostatnie - po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, że właściciel kota uważa, że chorego kota nie leczy się w domu ,tylko oddaje komukolwiek innemu do wyleczenia. Bez zapytania się gdzie, w jakich warunkach ten kot będzie przebywał, tudzież pytając i dowiadując się, ze w innym domu z innymi kotami. Naprawdę to dobrze w Waszych oczach świadczy o właścicielach? Bo ja rozumiem, że można dopytać do jakiego weta pojechać, można poprosić nawet o towarzystwo, o pomoc w transporcie, ale oddawać swojego kota na leczenie? Zwłaszcza kota, o którym wiadomo, że jest płochliwy i po przejściach, i który dopiero 3 tygodnie wcześniej wyszedł ze schroniska?
Tego nie rozumiem, jak i samego zrzeczenia się.. Ale nie byłam przy tym, nie wiem jak rozmowa wyglądała.. Za to widziałam różne inne przypadki, gdy dla dobra zwierzaka, 'wkręcało się' właściciela zwierzaka, by tylko podpisał zrzeczenie (biedak miał wierzyć w to, co mu powiedziano, nawet w kratki dla niego, jak nie podpisze).. Nie wiem, więc się nie wypowiem, jak tu było... Ale DS odezwał się do osoby, która im kota przywiozła, do której miał zaufanie (nawet błędne)..Nie do zupełnie obcej osoby.. W sprawie kota odzywał się do osób, które mu go oddały- mógł mieć do nich zaufanie? Czy takie zaufanie powinien stracić po tym, jak oddano mu kota na podstawie umowy adopcyjnej? Tak jak stało się to po podpisaniu przez DS orzeczenia zrzeczenia się kota? No to DS głupi był.. Trzeba było urwać kontakt, jak tylko kot prawnie stał się jego

To nie był ktoś obcy w mniemaniu DS'a
Ehh Ja kończę bo widząc takie nastawienie, bezpodstawnie tylko przekonuje się, że to DS stał się ofiarą, kozłem do bicia, no dobrym do linczu.. Jednak wolę zachować wiarę w druga stronę

I wiem, ze pewne sprawy mogą rozstrzygając tylko między sobą, bez publik, o ile druga strona przemyśli, bo może też nie była bez winy.. i się podejmie..
Dla mnie EOT Nic więcej tu nie wniosę. Mam tylko nadzieję, ze nie zlinczujecie tu tych, których tu najłatwiej zlinczować
EOT.