tangerine1 pisze:felin pisze:phantasmagori pisze:myamya pisze:Kociama pisze:nie stać Cię to zostaw niech zdychają,miej twardą doopę na cierpienie i serce z kamienia
Dokładnie. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale wszystkim się nie da rady pomóc.
We wrocławskim schronisku pojawiła się w zeszłym tygodniu taka oto staruszka:
http://www.dla-ciebie.eu/node/2820Najprawdopodobniej nie przeżyje zbyt długo.
Pierwszy odruch, jaki miałam, jak ją zobaczyłam, to pojechać, zabrać, leczyć, może się uda. Kocie staruszki mi łamią serce.
Tylko: mam w domu kota na lekach immunosupresyjnych. Mam starego kota, który nieszczególnie dobrze znosi zmiany i nie lubi innych kotów. W łazience mam 15-letnią agresywną kotkę w depresji. To co ja zrobię z nowym kotem? Gdzie go dam? Jak mu zapewnię warunki lepsze od schronu bez jednoczesnego narażania zdrowia tych kotów, które już mam pod opieką?
Ostatecznie nie pojechałam do schronu, nie wzięłam i nie wezmę. Z pełną świadomością potencjalnych skutków takiej decyzji.
Tylko czymś innym jest natknięcie się na takiego kota w necie , w schronisku, gdzie jednak ktoś usiłuje mu pomóc, a zupełnie czymś innym , gdy natkniesz się na niego realnie i wiesz że zostawiając go skażesz go na pewną śmierć.
W dużym mieście wezwiesz odpowiednie służby, które zawiozą go do schroniska.
W sytuacji w jaką opisała przed chwilą Kociama, możesz albo pomóc, albo odejść ze świadomością co stanie się z nim dalej. Bo jesteś tylko Ty i on.
Dlatego cały czas mówię, zanim ocenimy czyjeś postępowanie, najpierw postawmy się w jego realiach.
Wtedy bierze się zwierzaka do weta i usypia, bo przynajmniej nie będzie cierpial.
Nie do domu, w którym nie ma się warunków na więcej zwierząt ani kasy na ich leczenie.
no proszę jakie to proste,
i jak skutecznie rozwiązuje problem bezdomności

No dokładnie jak zrobili w Rumunii, gdzie chcą wydać ustawę o usypianiu bezdomnych psów i ludzie już się poczuli uprawnieni do tego by samodzielnie wyłapywać i zabijać zwierzaki, zresztą otwarcie mówią, że pewnie i tak nawet pod skrzydłami państwa będzie się to odbywać inaczej, bo przecież za przeproszeniem kopnięcie w głowę nic nie kosztuje, a środki usypiające to już inna sprawa, a tam jest tyle bezdomnych czworonogów, że państwo tak biedne jak Rumunia by chyba zbankrutowało.
A co robię z napotkanym zranionym lub chorym zwierzakiem. Tak zabieram go do weta i pytam o rokowania. Nie wiem jak z wami, ale jak na razie nikt mnie nie "zbił" za to, że dużo pytałam. Mówię prawdę, że zwierzak jest znaleziony, bezdomny, że zastanawiam się co zrobić. A tak w ogóle to chyba nie można tak sobie usypiać zwierzaka dobrze rokującego. Pamiętam jak kilka lat temu, pomagałam złapać kociaka, któremu samochód przejechał łapkę i wskoczył pod silnik innego samochodu, czekałyśmy z koleżanką na zmiany aż wróci właściciel, żeby go wydobyć i zawieźć do weta. U weta (sponsorowanego przez miasto) okazało się, że jest w bardzo złym stanie, miał rozerwany pęcherz, mimo to lekarze zdecydowali się na operację, my wtedy jeszcze się do końca nie zdeklarowaliśmy ( z nami był też TŻ koleżanki)czy go potem weźmiemy, ja właściwie jako osoba na wynajmie byłam wykluczona z tej możliwości, na pewno, że będziemy się dowiadywać, a sami między sobą ustaliliśmy, że poszukamy mu domu. Kotek przeżył operację, ale odszedł kilka godzin potem. Nasza rola w tym momencie się skończyła. Chcę tylko pokazać, że warto rozmawiać, szukać możliwości, dowiadywać się, szczerze mówić o naszej sytuacji.
Kilka dni temu byłam z Kajtkiem w jeszcze innej płatnej klinice późnym wieczorem, już drugi raz tym razem z innym lekarzem przekonałam się, że miałam do czynienia z bardzo wyrozumiałym, empatycznym człowiekiem. Szczerze opowiedziałam o jego sytuacji, a on udzielił mi rabatu, choć wcale nie mówiłam ,że mnie nie stać, przyjechałam taksówką, a on i tak sam z siebie powiedział, że nie chce mnie narażać na duże koszty.
Wiem ,że nie wszyscy tacy są, ale ja mam w tym zakresie jak najbardziej pozytywne doświadczenia i myślę, że pytania i szczera rozmowa są tutaj bardzo wskazane.