Jakieś świństwo mnie dopadło, bo czuję się jak pobita, z nosa cieknie i kaszel męczy.
Ale i tak nie ma to tamto.
Maluchy z działek skończyły odrobaczanie, więc dzisiaj wyszorowaliśmy kuwetę i przenieśliśmy rodzeństwo do większej klatki.
Maluchy dostały nowe posłanka i krytą kuwetę, w której od razu urządziły sobie gonitwę.
Teraz smacznie śpią.
A i wreszcie mają imiona: dziewczynka to Marcysia, jej brat-klonik to Marcel, najmniejszy bury marmurek to Maksio, a dwaj burzy bracia-bliźniacy to Maciek i Maniek.
Idąc za ciosem wyszorowałam wszystkie kuwety i wymieniliśmy żwir, bo teraz przy częściej zamkniętych oknach nie można sobie odpuścić, zapaszek nie daje być leniem
Ostatnio ze względu na finanse kupowaliśmy najtańszego Benka i kuwety po tym były fatalne, a smrodek dużo gorszy w całym mieszkaniu.Mamin-synki wracają do swojej klatki już tylko na nocleg, choć pewnie lada chwila zostawię ich na zewnątrz.
Na posiłki stawiają się razem ze wszystkimi maluchami w jadalni.
Wszyscy są na szczęście w dobrej kondycji.
Wczoraj czipowaliśmy resztę maluchów i znów z przygodami, bo Pączkowi, tak jak Poziomce, czip się wysunął i trzeba było jechać jeszcze raz.
Od wczoraj na antybiotyku jest nasz malutki Napoleon, bo i jego dopadło przeziębienie.
Bardzo nie chciałabym zarazić swoim choróbskiem futer.