Na początku był to wątek kotów lecznicowych.Zaczęłam zajmować się tymi kotami w styczniu 2010 roku i skończyłam swoją działalność tamże w czerwcu 2012.Przez ten czas przez lecznicę przewinęły się 32 koty, z czego siedem zostało wypuszczonych na wolność po sterylce czy kastracji.W tym też czasie w moim domu było 19 tymczasów, 5 kotów miało DT u różnych ludzi, część kotów pojechała do DS prosto z lecznicy.Usługi weterynaryjne były na koszt UM, to "wymiaukałam", ale utrzymanie kotów było na mojej głowie.Kupowałam jedzenie, to przede wszystkim, ale czasem trzeba było kupić miskę, szczotkę do czesania, posłanka, zabawki...itd.Wszystkie koty ogłaszała CatAngel, za to też płaciłam.Kotem, który kosztował sporo był Bombaj, długo był leczony, w znacznej części jego leczenie i pobyt w lecznicy był finansowany przez forum, to był warunek, nie poradziłabym sobie inaczej.Już wtedy było ciężko, przeszłam na emeryturę, ale miałam dodatkową pracę, robiłam bazarki, jakoś było.Starałam się kupować jak najtaniej, ale np.karma nerkowa była masakrycznie droga.Poproszono mnie o podkarmianie hucianych kotów w weekendy i święta, bo starsza, schorowana osoba, nie ma autobusów wtedy, a chodzić nie może...itd.Zgodziłam się.Koty zostały też częściowo wyłapane, ciachnięte, postarałam się też o karmę z UM.Nie starczyła na długo, ale zawsze.Dostała ją p.Mieczysława, nie ja.Potem poprosiłam Salah-ad_Dina o pomoc i kurier przywiózł p.Mieczysławie zapas karmy na kilka miesięcy, za co nie przestanę być wdzięczna

Nie wzięłam ani jednej puszki.Zawsze bowiem wydaje mi się, że innym jest gorzej.Zaczęło mi już brakować pieniędzy, dług rósł, ale przecież nie mogłam się wycofać.Z resztą miałam mieć pracę, ale nic z tego nie wyszło, wiadomo, kryzys.UM już nie kupował karmy, p.Mieczysława zrezygnowała z karmienia podając jako powód stan zdrowia i brak pieniędzy.Zostałam więc sama.Nie mogłam już tymczasować, bo miałam białaczkowe koty, ale na szczęście p.Iza wzięła Bazylego, Felusię, a potem Florcię.Były jednak na moim utrzymaniu.Wszystkie mają super domki.Jakby tego było mało, na mojej drodze pojawiły się też psy.Demona, psa z meliny odpchliłam i odrobaczyłam na własny koszt, bo mi go było szkoda.Przyplątał się tam biedny, bezdomny pies.Jeździłam tam codziennie i go karmiłam, próbowałam oswoić, jest już u p,Jasi, jakoś go złapała.Teraz są jakieś pod hutą, ale przyznaję, że chyba są podkarmiane i nie zostawiam im już tyle jedzenia, nie muszę.Koty owszem, ludzie chętniej dadzą coś psom, kotom już niekoniecznie.Są w trzech miejscach, w odległości kilkuset metrów od siebie.Nie jeżdżę tam codziennie, ale siostra ma karmę i im daje, kiedy wychodzi z pracy.Właściwie to powinnam się wycofać, bo już brakuje mi sił, o pieniądzach nie wspomnę, ale jak to zrobić? Wzięcie Dudusia było absolutnie nierozsądne, wiem, ale miałam go zostawić i skazać na pewną śmierć? Poprosiłam o pomoc i ją natychmiast dostałam, za co wielkie, wielkie dzięki

NITKA/KARINKA pomaga mi systematycznie, samo "dziękuję " to za mało, nie wiem, co napisać.Jakby wszystkiego było mało, padł mi mój stary komputer i nie dało się go już reanimować

Jak sobie poradzić bez komputera? Nie da się po prostu.Kupiłam najtańszy, byle był, ale sięgnęłam już dna i muszę się od niego odbić.Nie mam zniżek u weta, jest fundacja w Stalowej Woli, zajmują się kotami, ale mają ich dużo, mają długi, mogą pomóc mi złapać burasię, ale sterylka, przetrzymanie nie wchodzi w grę.Rozumiem.Po co te moje wywody, swoista wiwisekcja? Bo uprawiam żebraninę, niestety.Czarownice mi pomogły

, zamówię karmę w zooplusie, jest fajna promocja.Robię bazarki, nawet szyję, czego nie znoszę i nie umiem robić, p.Iza mi pomaga, ale nie mam wyjścia.Przepraszam za ten długi post, nie znoszę narzekania, ale czułam potrzebę wytłumaczenia się.