Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str.81

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto wrz 17, 2013 7:58 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

kasiakom pisze:
myamya pisze:
kasiakom pisze:Nie są lekarzami wet, powiedziano im, że kot ma depresję i starali się zrobić wszystko, aby kotu pomóc.

Tzn. co KONKRETNIE?

EDIT:
BTW, kompletnie nie rozumiem głodnych kawałków o tym, że nie wiedzieli, że kot jest chory. Wiedzieli, że kot ma DEPRESJĘ. Depresja to CHOROBA. U kota jest to POWAŻNA choroba. Wymagająca często LECZENIA fizycznych skutków stresu u kota, a nie tylko "miłości".


Wiedzieli to, co im powiedziano.
Że kot zdrowy fizycznie i potrzebuje spokoju i miłości.
Jakby im powiedziano, że mają latać do weta, to by latali.
Uważam, że wyadoptowywanie tak chorego kota ludziom, którzy nigdy kota nie mieli nie powinno mieć miejsca.
Czy to była depresja, czy jakakolwiek inna choroba.

Czyli: kot nie powinien do nich w ogóle trafić bo nie mają najbledszego pojęcia o opiece nad chorym kotem, ale teraz należy im go oddać, bo tego bardzo chcą? Nagle magicznie doznali przemiany i już wiedzą, jak mu zapewnić należytą opiekę?

BTW, ci kochający ludzie robili kotkowi masaże relaksacyjne i nie zauważyli FIZYCZNEGO bólu...? :?

myamya

Avatar użytkownika
 
Posty: 3085
Od: Czw cze 23, 2011 12:16
Lokalizacja: Wild West

Post » Wto wrz 17, 2013 8:04 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

kasiakom
pisz sobie co chcesz :)
kot do nich nie wróci :)

Mamrot

 
Posty: 2549
Od: Pon wrz 21, 2009 12:38

Post » Wto wrz 17, 2013 8:05 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

myamya pisze:
kasiakom pisze:
myamya pisze:
kasiakom pisze:Nie są lekarzami wet, powiedziano im, że kot ma depresję i starali się zrobić wszystko, aby kotu pomóc.

Tzn. co KONKRETNIE?

EDIT:
BTW, kompletnie nie rozumiem głodnych kawałków o tym, że nie wiedzieli, że kot jest chory. Wiedzieli, że kot ma DEPRESJĘ. Depresja to CHOROBA. U kota jest to POWAŻNA choroba. Wymagająca często LECZENIA fizycznych skutków stresu u kota, a nie tylko "miłości".


Wiedzieli to, co im powiedziano.
Że kot zdrowy fizycznie i potrzebuje spokoju i miłości.
Jakby im powiedziano, że mają latać do weta, to by latali.
Uważam, że wyadoptowywanie tak chorego kota ludziom, którzy nigdy kota nie mieli nie powinno mieć miejsca.
Czy to była depresja, czy jakakolwiek inna choroba.

Czyli: kot nie powinien do nich w ogóle trafić bo nie mają najbledszego pojęcia o opiece nad chorym kotem, ale teraz należy im go oddać, bo tego bardzo chcą? Nagle magicznie doznali przemiany i już wiedzą, jak mu zapewnić należytą opiekę?

BTW, ci kochający ludzie robili kotkowi masaże relaksacyjne i nie zauważyli FIZYCZNEGO bólu...? :?


Nie powinno się im dać tak chorego kota w ogóle. Właśnie dlatego, że nie mieli bladego pojęcia o opiece nad kotem, a szczególnie nad kotem chorym.
Nikt nie rodzi się kociarzem z głową wypełnioną wiedzą weterynaryjną i jeszcze do tego behawiorystą.
Nie doznali magicznej przemiany, kotem chcieli się opiekować i nadal chcą.
Potrzebne im było właściwe nakierowanie, a nie zabranie kota i robienie z nich potworów.
Co do fizycznego bólu to nie mam pojęcia, od kiedy kota bolało. Wyadoptowujący też nie, bo badań żadnych nie robiono, prawda?
Jedyne co wyczytałam o kocie, to to, że położony do zdjęcia cały czas leżał w tej samej pozie.
Edit: leżał tak w schronisku.
Ostatnio edytowano Wto wrz 17, 2013 8:07 przez kasiakom, łącznie edytowano 1 raz
ObrazekObrazek
Obrazek

kasiakom

 
Posty: 5637
Od: Śro maja 03, 2006 20:55
Lokalizacja: Turek

Post » Wto wrz 17, 2013 8:05 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon w DOMKU!:)Zorro już w DT u Iwonan

Goyka pisze:
Goyka pisze:Co u Marlonka?

:?:


nie bez powodu dopytywałam :( już na zdjęciach z domu wydawało mi się dziwne, że Marlonek na wszystkich leży taki bezwładny, no i okazało się, że miał problemy z poruszaniem :( miejmy nadzieję, że pomoc nie przyszła za późno , kciuki za wyniki Marlonka :1luvu: :1luvu:
Obrazek

Goyka

 
Posty: 5213
Od: Pt mar 14, 2008 10:47
Lokalizacja: Warszawa Bielany

Post » Wto wrz 17, 2013 8:14 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

kasiakom pisze:Nie powinno się im dać tak chorego kota w ogóle. Właśnie dlatego, że nie mieli bladego pojęcia o opiece nad kotem, a szczególnie nad kotem chorym.
Nikt nie rodzi się kociarzem z głową wypełnioną wiedzą weterynaryjną i jeszcze do tego behawiorystą.
Nie doznali magicznej przemiany, kotem chcieli się opiekować i nadal chcą.
Potrzebne im było właściwe nakierowanie, a nie zabranie kota i robienie z nich potworów.
Co do fizycznego bólu to nie mam pojęcia, od kiedy kota bolało. Wyadoptowujący też nie, bo badań żadnych nie robiono, prawda?
Jedyne co wyczytałam o kocie, to to, że położony do zdjęcia cały czas leżał w tej samej pozie.
Edit: leżał tak w schronisku.

Kiedy trafił do mnie pierwszy kot ze schronu, też miałam śladową wiedzę o kotach. I WŁAŚNIE dlatego z KAŻDĄ duperelą latałam do weterynarza. "A bo kotek taki osowiały", "a bo wczoraj chciał wskoczyć na parapet, ale tego nie zrobił, może go bolą stawy", "a ostatnio mniej siusia, może ma chory pęcherz"... wolałam zrobić z siebie kretynkę i zbankrutować na badania, aniżeli narazić kota na to, że przez mój brak wiedzy ucierpi. Więc bez urazy, ale nie mam za grosz zrozumienia dla ludzi, którym trzeba MÓWIĆ, że jak coś jest nie tak, to się idzie do weterynarza. Bo to jest ABC każdego właściciela zwierzęcia, zwłaszcza zaś początkującego.

Jeśli chodzi o fizyczny ból, to przypomnę, że kochająca właścicielka się tu chwaliła, jak to kotkowi robiła masaże, żeby był szczęśliwszy. Jak się MASUJE miejsce, które BOLI, to zazwyczaj u zwierzęcia to wywołuje reakcję... która powinna być dla właściciela sygnałem, że coś jest nie halo. Kto, jak nie właściciel, ma zauważyć, że kota boli przy dotyku?

myamya

Avatar użytkownika
 
Posty: 3085
Od: Czw cze 23, 2011 12:16
Lokalizacja: Wild West

Post » Wto wrz 17, 2013 8:29 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

myamya pisze:
kasiakom pisze:Nie powinno się im dać tak chorego kota w ogóle. Właśnie dlatego, że nie mieli bladego pojęcia o opiece nad kotem, a szczególnie nad kotem chorym.
Nikt nie rodzi się kociarzem z głową wypełnioną wiedzą weterynaryjną i jeszcze do tego behawiorystą.
Nie doznali magicznej przemiany, kotem chcieli się opiekować i nadal chcą.
Potrzebne im było właściwe nakierowanie, a nie zabranie kota i robienie z nich potworów.
Co do fizycznego bólu to nie mam pojęcia, od kiedy kota bolało. Wyadoptowujący też nie, bo badań żadnych nie robiono, prawda?
Jedyne co wyczytałam o kocie, to to, że położony do zdjęcia cały czas leżał w tej samej pozie.
Edit: leżał tak w schronisku.

Kiedy trafił do mnie pierwszy kot ze schronu, też miałam śladową wiedzę o kotach. I WŁAŚNIE dlatego z KAŻDĄ duperelą latałam do weterynarza. "A bo kotek taki osowiały", "a bo wczoraj chciał wskoczyć na parapet, ale tego nie zrobił, może go bolą stawy", "a ostatnio mniej siusia, może ma chory pęcherz"... wolałam zrobić z siebie kretynkę i zbankrutować na badania, aniżeli narazić kota na to, że przez mój brak wiedzy ucierpi. Więc bez urazy, ale nie mam za grosz zrozumienia dla ludzi, którym trzeba MÓWIĆ, że jak coś jest nie tak, to się idzie do weterynarza. Bo to jest ABC każdego właściciela zwierzęcia, zwłaszcza zaś początkującego.

Jeśli chodzi o fizyczny ból, to przypomnę, że kochająca właścicielka się tu chwaliła, jak to kotkowi robiła masaże, żeby był szczęśliwszy. Jak się MASUJE miejsce, które BOLI, to zazwyczaj u zwierzęcia to wywołuje reakcję... która powinna być dla właściciela sygnałem, że coś jest nie halo. Kto, jak nie właściciel, ma zauważyć, że kota boli przy dotyku?


Czyli (czysto hipotetycznie) z kotem, którego dostałabyś jako kota tak sparaliżowanego strachem (początek wątku) że się nie rusza, któremu masz zapewnić spokój i miłość, o którym masz informację, że jest zdrowy fizycznie (od ludzi od lat zajmującymi się kotami) jeździłabyś z każdą duperelą do weta? Transporter, podróż, wizyta u weta, transporter, podróż. Bo ja nie.
Ja nie byłam i nie widziałam tych masaży. Nie mam pojęcia czy kota bolało, czy reagował na ból, a jeśli tak, to w jaki sposób.
Ludzie się starali, naprawdę.
Bardzo mi zaimponowali, że wzięli kota dorosłego, ze schronu, z problemami.
A teraz dano im do podpisania papiery o zrzeknięciu się zwierzaka (bo tak będzie lepiej), zwierzaka się zabiera, obrzuca się ich błotem, wyzywa od głupich i niekompetentnych.
To nie fair.
Mega.
Dać chorego (nie wiadomo w sumie na co) kota świeżym opiekunom, nie pokierować odpowiednio, zmieszać z błotem.
Nie dziwię im się, że są rozgoryczeni, dziwię się, że walczą odzyskanie kota. Wiedzą, że jest chory, chcą mu pomóc. Mogą wziąć młodego, zdrowego, a oni chcą tego chorutka, chociaż im zarzucano, że się pozbyli, bo chory.
A tu ściana.
Nie dostaną, nie bo nie.
Gratuluję logiki.
Empatii.
W stosunku do ludzi, którzy mają naprawdę świetne warunki na wzorowy DS.

Edit:lit.
ObrazekObrazek
Obrazek

kasiakom

 
Posty: 5637
Od: Śro maja 03, 2006 20:55
Lokalizacja: Turek

Post » Wto wrz 17, 2013 8:32 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

kasiakom pisze:Uważam, że wyadoptowywanie tak chorego kota ludziom, którzy nigdy kota nie mieli nie powinno mieć miejsca.

Może nie tyle nie powinno mieć miejsca, co powinna być później kontrola (nie wiem jak to inaczej nazwać) z pytaniami jak do niedoświadczonych ludzi: "ile je, czy kuwetkuje, czy byli u weta" itd., bo odcinanie ludzi, którzy nie mieli kota od trudnych adopcji też nie jest wyjściem. W ten sposób odcina się wielu kotom szansę na dom, a często te najbardziej chore potrzebują domu niezakoconego (a taki najczęściej jest właśnie u niedoświadczonych ludzi, choć są wyjątki).


Skoro wszyscy piszą poematy, to ja sobie też napiszę - tak z obserwacji z boku i trochę doświadczeń w braniu kotów z Nim plus wspomnienie bycia domem dla pierwszego kota w życiu (rok temu to było).


Mokate to był mój pierwszy w życiu kot (przyjechała we wrześniu 2012) - białaczka, uszkodzona wątroba, szwankująca trzustka (badania krótko po przyjeździe - zrobiłam taki standardowy przegląd kotka, który miał być generalnie zdrowy i tylko bez łapki, choć brałam ją z biegunką, która ponoć była od zmiany karmy w schronisku, ale ruru sugerowała, że lepiej iść w miarę szybko na przegląd do weta /jak się okazało później, Mokate była w Nim... - ale wtedy jeszcze o istnieniu miau nie wiedziałam, a ogłoszenie znalazłam na koty.pl jako szukając czegoś zupełnie nie związanego z kotami - ale jak zobaczyłam Maleńką, to już nie mogłam zapomnieć tego zabiedzonego koteczka - tak innego niż silne dzikie koty biegające po okolicy; i tak bym ją wzięła, nawet jakby mi powiedziano, że został jej tydzień życia czy 4 dni jak to było dane Norbiemu... z początku byłam zła, ale po czasie doszłam do wniosku, że chyba ruru nie chciała mnie straszyć na zapas, żebym nie wpadła w panikę /bo bym wpadła na bank/, bo czasami w domu kot mocno staje na nogi - i tak było: na 3 miesiące (do zaszczepienia) stanęła na tyle, że jadła, bawiła się i traktorzyła/; Magnolia też była w Nim... tylko z silnym stresem, a w badaniach wyszła anemia i wysokie białko przy braku odwodnienia - nieleczona mogłaby już za TM biegać; dzisiaj to piękny zdrowy kot - Agula76 widziała sama jak mnie ostatnio odwiedziła /prawie jak wizyta poadopcyjna/). Pamiętam, ile ruru mnie wałkowała różne tematy ze mną, zanim przyjechałam po Mokate w zakresie opieki nad kotem i co jest ważne, na co zwracać uwagę itp. - pisała mi mnóstwo informacji w mailach, bo pytałam o wszystko - chciałam wiedzieć jak najwięcej /a i tak było mało, bo wetki wybrałam bardzo przeciętne - z obecną wiedzą na pewno bym do nich nie poszła z chorym mocno kotem/. Zresztą i Magnolia była od ruru.

Nauczka dla wszystkich domków, które się decydują na kota: dopóki nie ma kompletu badań na potwierdzenie, że kot jest zdrowy, to niestety trzeba zakładać, ze jest zdrowy tylko "na oko" i badania zrobić /a niestety wetom nawet się zdarza kota zaszczepić zdrowego na oko i kończy się śmiercią kociaka/; niestety "na gębę" to sobie można... jak przychodzi co do czego, to liczy się tylko papier. Marlon nawet "na oko" nie wyglądał na zdrowego. Poza tym często jest tak, że ktoś mówi coś nie do końca jednoznacznie lub czegoś nie dopowie, a druga strona sobie to dopowie sama - niestety błędnie (i to jest normalne - gdyby nie to, ludzie by się nawet połowy nie kłócili). Może warto by było w umowie adopcyjnej zobowiązywać (pogrubionym drukiem) ludzi do zrobienia "przeglądu kota" w ciągu tygodnia od adopcji, a nie liczyć, że sami się domyślą, bo z dzieckiem by poszli itd. - tylko pytanie, czy to przeszło by prawnie, żeby takie zobowiązanie dopisywać pod rygorem jakimś tam, skoro kot wychodzi ze schroniska, gdzie wet jest na miejscu (ale to już praca dla prawników).


Syf jaki jest w tym temacie, to masakra... ale obydwie (trzy/cztery) strony są rozgoryczone, rozczarowane itd., bo nie tak miało być. Wszyscy chcieli dobrze, ale jak to mówią: samymi dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane. Dobre chęci są ważne, ale żeby uratować kota, to niestety trzeba też wiedzy i chęci jej zgłębiania, a do tego MYŚLENIA i WYOBRAŹNI oraz UMIEJĘTNOŚCI PYTANIA i PROSZENIA O POMOC - pytać i rozwiewać wątpliwości to nie jest wstyd: nikt nie jest alfą i omegą. Teraz każdy chce pokazać, jaka ta druga strona jest zła, a jacy my dobrzy zamiast stwierdzenia, że bardzo źle się stało i jak zrobić, żeby w przyszłości do podobnych TRAGEDII nie dochodziło; zero konstruktywności (poza obecnym DT), za to mnóstwo pomyj. A jak to mówią: prawda jest jak d.. - każdy ma swoją. Nikt nie przyzna, że z czymś zawalił - wszyscy wszystko zrobili idealnie... tylko dlaczego ostatecznie ktoś, kto pomógł w transporcie, teraz musi jeszcze dźwigać na barkach konsekwencje niedogadania się innych i klęczeć nad kolejnym chorym kotem, żeby choć cokolwiek zjadł? Bo koszty finansowe to tylko ułamek - a jaki jest koszt psychiczny walczenia o kociaka i oglądania efektów czyjejś bezmyślności i braku wyobraźni czy niedomówień? To DT teraz patrzy jak kociak walczy o życie - nie pluje tu jadem, nie wyżywa się tylko walczy o kota; tu mi się przypomina powiedzenie mojego kumpla - "nie rób innym dobrze, a nie będzie Ci źle" - coś w tym jest.


W wielu miejscach można przeczytać (polecam google) jak bardzo kot jest wrażliwy na odwodnienie czy brak jedzenia i że przyczyny psychiczne można założyć dopiero jak się wykluczy wszystkie fizyczne - tego /kompletu badań pozwalających wykluczyć podłoże fizyczne/ wygląda, że nie zrobił NIKT dotąd - jedni z braku możliwości, drudzy - z braku wiedzy i wyobraźni (obecny DT robi). Szkoda, że to wszystko tak wyszło - najgorsze są niedomówienia: ktoś coś powiedział, ktoś coś założył i Marlonek jest w stanie fatalnym. Przykre, że za błędy ludzi płaci zwierzak, który nikomu niczym nie zawinił oraz ktoś, kto chciał kotu pomóc w dojeździe do domu, a w efekcie ma teraz u siebie kota w stanie ciężkim (może w rewelacyjnym nie był trzy tygodnie temu, ale na pewno w lepszym - bo jeśli jest choroba postępująca niezdiagnozowana, to brak leczenia nawet przy najlepszym jedzeniu itp. jest czymś strasznym).


Pozostaje trzymać kciuki i się modlić, żeby wyszedł z tego - żeby jego organizm był wystarczająco silny, bo dużo przeszedł: pobyt w schronisku, długa podróż, aklimatyzacja w nowym domu, teraz znowu przeprowadzka... biedny kot :(
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Wto wrz 17, 2013 8:44 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

:ok: :ok: za zdrowienie Marlonka :ok: :ok:

Co do byłych opiekunów, to witki mi opadły jak to czytałam. Jak dziecko jest zdrowe fizycznie, ale jest niejadkiem, to podsuwa mu się smaczne jedzenie i namawia do niego. Nie na zasadzie "masz tu, zjedz, jak ci sie zachce", tylko: "Piotrusiu, zjedz bananka. Zobacz kanapeczka taka śliczna, zjedz ją proszę". Z kotem, który jest chudy i nie bardzo sam je -tak samo - podsuwam pod pyszczek przy każdej okazji; daję odrobinę nawet szynki (o ile z nerkami w porządku), żeby tylko zaczął jeść. I nie na zasadzie, że dam do miseczki, tylko kotu podsuwam całkiem dosłownie pod pyszczek. Wydaje mi się to tak intuicyjne, tak logiczne, że trudno uwierzyć, że ktoś mógłby na to nie wpaść. Ale widocznie się mylę.
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24277
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Wto wrz 17, 2013 8:46 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

gpolomska - dziękuję za ten post.

Mamrot

 
Posty: 2549
Od: Pon wrz 21, 2009 12:38

Post » Wto wrz 17, 2013 8:46 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

Zgadzam się z kasiakom, , jeśli ja dostałabym kotka pod opiekę z wiedzą że fizycznie jest zdrowy , ale ma depresje to może jestem głupia , ale piorytetem dla mnie byłoby zapewnić spokój kotkowi i poczucie bezpieczenstwa, a nie kolejne stresy u wenta.
Szkoda :( , że może niedoświadczonej osobie nie zasugerowano co powinna robić, że dalej kotka powinna diagnozować .
Szyszka ............................................. Moris .............................................. Glutek i Muszka
Obrazek Obrazek Obrazek [url=https://naforum.zapodaj.net/e1a033c7ccbe.jpg.html][url=https://naforum.zapodaj.net/35b4fd9e2ec9.jpg.html]

iwaka

Avatar użytkownika
 
Posty: 2712
Od: Pt sie 12, 2011 18:33
Lokalizacja: Warmińsko - Mazurskie

Post » Wto wrz 17, 2013 8:54 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

kasiakom pisze:Czyli (czysto hipotetycznie) z kotem, którego dostałabyś jako kota tak sparaliżowanego strachem (początek wątku) że się nie rusza, któremu masz zapewnić spokój i miłość, o którym masz informację, że jest zdrowy fizycznie (od ludzi od lat zajmującymi się kotami) jeździłabyś z każdą duperelą do weta? Transporter, podróż, wizyta u weta, transporter, podróż. Bo ja nie.

Wiesz, dziwnym zbiegiem okoliczności, dokładnie taki kot do mnie trafił. Jeden był sparaliżowany strachem, wychodził tylko w nocy i krzyczał ze strachu jak zobaczył mnie albo drugiego kota, no i na początku prawie nie jadł. Drugi z kolei był stary i zaniedbany. Co do obu zapewniono mnie, że są młode, zdrowe i bezproblemowe. Następnego dnia byłam u weterynarza, BEZ kotów, dowiedzieć się, kiedy mam przyjść z nimi na przegląd, na co mam zwracać uwagę i na co powinnam uważać, jakie badania zrobić i kiedy. Kot umierający ze strachu trafił do weterynarza zresztą dosyć szybko, bo miał utrzymującą się lekką biegunkę. Po tym jak po zmianie karmy na lekkostrawną, po odrobaczeniu i podaniu probiotyku nie było poprawy, weterynarz uznał, że stres związany z wizytą w lecznicy jest mniej niebezpieczny, niż niezdiagnozowana choroba. Po wielu miesiącach diagostyki okazało się zresztą, że kot ma IBD, a więc ewidentnie nie jest kotem "zdrowym". Przeciwnie, jest kotem poważnie, przewlekle i nieuleczalnie chorym.

myamya

Avatar użytkownika
 
Posty: 3085
Od: Czw cze 23, 2011 12:16
Lokalizacja: Wild West

Post » Wto wrz 17, 2013 8:57 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

myamya pisze:
kasiakom pisze:Czyli (czysto hipotetycznie) z kotem, którego dostałabyś jako kota tak sparaliżowanego strachem (początek wątku) że się nie rusza, któremu masz zapewnić spokój i miłość, o którym masz informację, że jest zdrowy fizycznie (od ludzi od lat zajmującymi się kotami) jeździłabyś z każdą duperelą do weta? Transporter, podróż, wizyta u weta, transporter, podróż. Bo ja nie.

Wiesz, dziwnym zbiegiem okoliczności, dokładnie taki kot do mnie trafił. Jeden był sparaliżowany strachem, wychodził tylko w nocy i krzyczał ze strachu jak zobaczył mnie albo drugiego kota, no i na początku prawie nie jadł. Drugi z kolei był stary i zaniedbany. Co do obu zapewniono mnie, że są młode, zdrowe i bezproblemowe. Następnego dnia byłam u weterynarza, BEZ kotów, dowiedzieć się, kiedy mam przyjść z nimi na przegląd, na co mam zwracać uwagę i na co powinnam uważać, jakie badania zrobić i kiedy. Kot umierający ze strachu trafił do weterynarza zresztą dosyć szybko, bo miał utrzymującą się lekką biegunkę. Po tym jak po zmianie karmy na lekkostrawną, po odrobaczeniu i podaniu probiotyku nie było poprawy, weterynarz uznał, że stres związany z wizytą w lecznicy jest mniej niebezpieczny, niż niezdiagnozowana choroba. Po wielu miesiącach diagostyki okazało się zresztą, że kot ma IBD, a więc ewidentnie nie jest kotem "zdrowym". Przeciwnie, jest kotem poważnie, przewlekle i nieuleczalnie chorym.

Cieszę się bardzo, że tak zareagowałaś i że koty są odpowiednio leczone i mają się dobrze.
To były twoje pierwsze koty?
Z tego postu wynika dla mnie jednak coś więcej. Koty miały być młode i zdrowe i bezproblemowe.
A właściciele zareagowali - zgłosili się po pomoc.
Tyle, że koty im od razu odebrano.
Nie mieli szans się wykazać.
Według mnie.
Edit: myślę, że jeśli Marlon miałby biegunkę, to trafiłby do weta dużo wcześniej. Nie piszę tego złośliwie, po prostu to taki objaw choroby, który widzi nawet kompletny laik.
Ostatnio edytowano Wto wrz 17, 2013 9:00 przez kasiakom, łącznie edytowano 1 raz
ObrazekObrazek
Obrazek

kasiakom

 
Posty: 5637
Od: Śro maja 03, 2006 20:55
Lokalizacja: Turek

Post » Wto wrz 17, 2013 8:59 Re: Nim 7schr. Łódź..czarny Marlon sparaliżowany strachem :(

ruru pisze:taki mail przyszedł do Asi w sprawie Marlona:
WITAM SERDECZNIE PANI JOANNO.CHCIAŁABYM ADOPTOWAĆ MARLONA,BARDZO.POKOCHAŁAM GO OD PIERWSZEGO SPOJRZENIA NA KOTKA.W 1999 ROKU ZMARŁ MÓJ CZARNY KOTEK MIKUŚ,MIAŁAM GO 9 LAT,CHOROWAŁ NA ASTMĘ I BYŁ DOMATOREM,TEŻ NIE LUBIŁ HAŁASU,UWIELBIAŁ SIĘ TULIĆ.BARDZO PRZEŻYŁAM JEGO ŚMIERĆ,TERAZ KIEDY ZOBACZYŁAM MARLONA OD RAZU POCZUŁAM MIŁOŚĆ DO NIEGO.JESTEM GOTOWA ADOPTOWAĆ KOTKA MARLONA.JEDNAK JEST NIEWIELKI PROBLEM,O TUSZ MIESZKAM W SZTUMIE WOJ.POMORSKIE W DOMKU JEDNORODZINNYM Z OGRÓDKIEM.DOM MAMY WYSTAWIONY NA SPRZEDAŻ PONIEWAŻ MAMY ZAMIAR PRZEPROWADZIĆ SIĘ DO ŁODZI.BĘDZIE TO MOŻLIWE PO SPRZEDAŻY DOMU.WIĘC PRAGNĘ JUŻ ADOPTOWAĆ MARLONA.GDYBY SIĘ PAŃSTWU UDAŁO ZORGANIZOWAĆ TRANSPORT DO SZTUMU Z KOTKIEM BYŁOBY WSPANIALE.CHODZI MI O TO BY KTOŚ OD WAS PRZYWIÓZŁ DO MNIE KOTKA Z KARTA LECZENIA I DOKUMENTAMI,JESTEM W STANIE ZAPŁACIĆ 200 ZŁOTACH ZA TRANSPORT I 36 ZŁOTYCH ZA ADOPCJE.BARDZO PROSZĘ DAĆ MI ZNAĆ CO MOŻNA ZROBIĆ W TEJ SPRAWIE.CZEKAM NA INFORMACJE I POZDRAWIAM JOANNA.


Marlon nie był pierwszym kotem Asi :wink:
Obrazek

alab108

 
Posty: 12890
Od: Wto lis 09, 2010 22:35
Lokalizacja: kujawsko-pomorskie

Post » Wto wrz 17, 2013 9:03 Re: Nim 7schr. Łódź..czarny Marlon sparaliżowany strachem :(

alab108 pisze:
ruru pisze:taki mail przyszedł do Asi w sprawie Marlona:
WITAM SERDECZNIE PANI JOANNO.CHCIAŁABYM ADOPTOWAĆ MARLONA,BARDZO.POKOCHAŁAM GO OD PIERWSZEGO SPOJRZENIA NA KOTKA.W 1999 ROKU ZMARŁ MÓJ CZARNY KOTEK MIKUŚ,MIAŁAM GO 9 LAT,CHOROWAŁ NA ASTMĘ I BYŁ DOMATOREM,TEŻ NIE LUBIŁ HAŁASU,UWIELBIAŁ SIĘ TULIĆ.BARDZO PRZEŻYŁAM JEGO ŚMIERĆ,TERAZ KIEDY ZOBACZYŁAM MARLONA OD RAZU POCZUŁAM MIŁOŚĆ DO NIEGO.JESTEM GOTOWA ADOPTOWAĆ KOTKA MARLONA.JEDNAK JEST NIEWIELKI PROBLEM,O TUSZ MIESZKAM W SZTUMIE WOJ.POMORSKIE W DOMKU JEDNORODZINNYM Z OGRÓDKIEM.DOM MAMY WYSTAWIONY NA SPRZEDAŻ PONIEWAŻ MAMY ZAMIAR PRZEPROWADZIĆ SIĘ DO ŁODZI.BĘDZIE TO MOŻLIWE PO SPRZEDAŻY DOMU.WIĘC PRAGNĘ JUŻ ADOPTOWAĆ MARLONA.GDYBY SIĘ PAŃSTWU UDAŁO ZORGANIZOWAĆ TRANSPORT DO SZTUMU Z KOTKIEM BYŁOBY WSPANIALE.CHODZI MI O TO BY KTOŚ OD WAS PRZYWIÓZŁ DO MNIE KOTKA Z KARTA LECZENIA I DOKUMENTAMI,JESTEM W STANIE ZAPŁACIĆ 200 ZŁOTACH ZA TRANSPORT I 36 ZŁOTYCH ZA ADOPCJE.BARDZO PROSZĘ DAĆ MI ZNAĆ CO MOŻNA ZROBIĆ W TEJ SPRAWIE.CZEKAM NA INFORMACJE I POZDRAWIAM JOANNA.


Marlon nie był pierwszym kotem Asi :wink:


Czyli jednak nie potwory. Czyli jednak mieli kota, dbali o niego. Nawet wiedzieli, że miał astmę (moi wiejscy weci mnie wyśmiali :roll: ).
Ale nadal niedoświadczeni.
Myślę, że ja też mogłabym wiele przegapić.
Z niewiedzy.
ObrazekObrazek
Obrazek

kasiakom

 
Posty: 5637
Od: Śro maja 03, 2006 20:55
Lokalizacja: Turek

Post » Wto wrz 17, 2013 9:25 Re: Nim 7schr. Łódź.Marlon chory- powrót z adopcji:(( od str

Nie, kasiakom, napisałaś " Uważam, że wyadoptowywanie tak chorego kota ludziom, którzy nigdy kota nie mieli nie powinno mieć miejsca."
Dlatego zacytowałam post Asi, który mówi o tym, że kota mieli więc powinni wiedzieć, że z kotem trzeba iść do weta, a nie czekać 3 tyg. i robić mu masaże.
Z jednym się zgadzam, wyadoptowywanie kota tym ludziom, nie powinno mieć miejsca.
Marlonku trzymaj się koteczku :ok:
Obrazek

alab108

 
Posty: 12890
Od: Wto lis 09, 2010 22:35
Lokalizacja: kujawsko-pomorskie

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510 i 64 gości