Dla mnie Luna jest pierwszym naprawdę moim kotem. "Miałam" jeszcze kiedyś taką podwórkową, miałam wtedy 7 lat, to był jedyny kot który zawsze przybiegał na zawołanie, nazwałam ją Lily. Moja mama nie lubi zwierząt, więc opiekowałam się nią tylko na podwórku. Zwykła buraska z hipnotyzującymi zielonymi oczami.
Oczywiście, wtedy w ogóle nie miałam pojęcia, co się daje kotu - znosiłam jej resztki z obiadu, gulasz, ziemniaki, kawałek kotleta, trochę jajecznicy, kaszę, makaron... Jadła wszystko, była dość krępa (na pewno nie była w ciąży, nie wiem jakim cudem, ale długo ją karmiłam i cały czas wyglądała tak samo), ale chyba wygłodzona. Albo nie chciało jej się polować, jak zasmakowała kopytek z gulaszem z indyka

Pewnego dnia po prostu zniknęła. Podobno ją potrącił samochód. Szkoda, że nie byłam starsza i bardziej świadoma, teraz to bym jej szukała domu...
Na szczęście zanim przygarnęłam Lunę dokładnie przejrzałam przeróżne strony internetowe o żywieniu kotów, i wybór padł właśnie na Sanabelle i Animondę Carny (potem była jeszcze Bozita, Miamor, Schmusy, szybko się nudziła), dopiero niedawno karmię TOTW'em i Power of Nature mokrym. Człowiek się jednak uczy całe życie

I też tak mam z czytaniem całego internetu

TŻ się ze mnie śmieje, bo czasem potrafię cały dzień siedzieć, a potem wstaję z oczami jak naćpana
