Jak noc minęła?
Oj lepiej nie pytać...
Lila późnym wieczorem zamieniła się w demona.
Wyła, pluła, syczała - na mnie, na koty nawet na maleńkiego Koralika, którego bardzo wystraszyła.
Próbowała wydostać się z transporterka - myślałam, ze rozniesie go w drobny mak.
Łapki wysunięte przez kratkę, dziki ryk.
Nie pomagały ciche, kojące słowa.
Wystartowała- przez kratkę - z pazurami do mojej twarzy.
Ale nie z nami takie numery, Brunner.
Okulary na oczach i refleks godny tygrysa.
I to wszystko przy ciągłym krzyku w różnych tonacjach.
Przerażone koty zaczęły się atakować.
Jak udało mi się zachować spokój - nie wiem.
Koty ucichły. Irys poszedł spać na lodówkę.
Chaber i Koral ze mną.
A kociczka wyła, miauczała, rozbijała transporter do piątej rano.
Demon wcielony
Potem ucichła. Baterie się wyczerpały.
A o 6 ja miałam wstać...
Trzeba było zmienić kici posłanko.
Pozwoliła. A potem znów z pazurami do mnie.
Odczekałam.
Podałam śniadanie. Nie powiem, chętnie zjadła.
I znów szatan wstąpił w kota...
I poszedł sobie.
Przeniosłam jej transporter pod drzwi balkonu na słoneczko.
I to było to!
Widziała drzewa, niebo, słońce.
Całkowite wyciszenie.
CDN.