Maluda jakby lepiej, apetyt normalnie, śpi rozciągnięty, dzisiaj byliśmy prawie trzy godziny na ogródku, na słoneczku, łapał pasikoniki, biegał trochę za sznureczkiem.
Jest lepiej, ale jeszcze nie powiedziałabym, że dobrze.
Jest jeszcze taki jakiś poddenerwowany, cały czas się zastanawiam, czy jeszcze coś go pobolewa, czy zmęczenie po chorobie, czy jest zazdrosny o Krowę.
Już tak bardzo na niego nie syczy, ale jak mały wchodzi mi na kolana to ma mord w oczach, poza wszystkim może też mu się niedobrze kojarzy.
Krowencjusz zaczepiał go jak był chory i obolały, że wtedy nie miał do małego cierpliwości to ja się nie dziwię. Jakby po mnie chorej, cierpiącej skakało radośnie dwuletnie dziecię też bym nie była szczęśliwa, ani za dobrze później by mi się nie kojarzyło.
Zobaczymy, na razie dopieszczam grubasa jak mogę, rozdziaduje mi się do imentu i tak jest typem dziamdziająco - neurotycznym.
Sam już nie wie czego chce, to weź na rąsie, nie nie na rąsie, po brzuszku, nie, nie chcę, teraz mnie pogłaskaj, teraz nie dotykaj....

masakra
Na watróbsko dostaje rozkurczowe i ornitynę.
Wcześniej w zastrzykach, od dzisiaj w tabletach na 20 dni.
Próbuję odpocząć i nie mogę, jak zeszła adrenalina jestem jak przebita dętka. Zwiezione rzeczy nie poprane, nie poskładane, sterta naczyń....jutro.