Zlazły stupki, powoli jakby sie leczy nochalek. Maurycy je, śpi i mizia się jak szalony. Nie dziwię się że taki był chudy jak go zebrałam - on na koty, włażące mu do miski tylko syczy z wysokości pralki, bo nawet na ziemię boi się zejść

. A to są circa 3-miesięczne kotki, więc jakby były dorosłe - oddałby swoje jedzenie, byle uniknąć bitki. Oczywiście wywaliłam młodziaki z łazienki i na czas jedzenia zamknęłam go. Jak wychodzę do pracy gaszę światło i otwieram drzwi - tak, by widział światło dzienne i mógł wychodzić oraz się oswajać z towarzystwem. na razie się nie rusza raczej stamtąd.
Wczoraj w drodze do pracy widziałam czarną kotkę (może tą, może inną) z kociakiem - dziś zostawiłam im papu w wysokiej trawie. Mam nadzieję, że ona z młodym lub ten dymniaczek co się kiedys w okolicy pokazał się pożywią

. Jak wrócę z urlopu to się rozpatrzę, bo trzeba by ciachnąć. Kociak był już ok. 2 miesięczny, więc w razie czego da radę lub się go zgarnie (choć nie wiem dokąd, ale to nieistotne). To dość blisko tamtego miejsca a jest bezpieczniej (daleko od ulicy, wysoka trawa, drzewa i budynek na tyle niski, że spanikowany kot wdrapie się na niego, śmietnik gdzie można znaleźć coś do jedzenia) - możliwe że kicia zmigrowała, bo fachowcy tamten budynek malują.