Jakoś dzisiaj wszystko mi długo idzie.
Dopiero skończyłam karmienie malców i mamy, wszystkie dzieciaki przybyły od wczoraj po 20g
Robią się z nich takie pączuszki, a mały Okruszek to teraz wielki Okruch
Kolorowe maluszki padnięte i pewnie dodatkowo coś tam im się w brzuniach dzieje po pierwszym odrobaczeniu.
Któreś z HKloników wieczorem zwymiotowało, no i te ich oczka wciąż są załzawione.
Czarne rodzeństwo i Staś też padnięci i pokichujący.
Tepsinka trochę spokojniejsza w klatce, odkąd noże rozładować energię chodząc po pokoju.
Ciągle chodzę wokół tych wszystkich maluchów z duszą na ramieniu i tylko patrzę czy coś nie jest nie tak.
Stresujące mocno to zajęcie
A jeszcze ta pogoda daje się we znaki.
Marunia dziś od rana jada co 2-3 godziny, nawet przed chwilą zażyczyła sobie jeszcze posiłku, choć nigdy tego nie robi.
Każdy jej posiłek to dla mnie 15-20 minut stania koło niej i uważania żeby inni jej nie przeszkadzali.
Dałam też chwil temu ostatni posiłek Felvikom.
Karolka wciąż ma bardzo nieładne dziąsła i jak zawsze załzawione oczka, a oczko Takta też wciąż lekko przymrużone i mokre.
Jedynie Tysia jakoś się trzyma pod względem przeziębienia.
Oczy Sójki przez moment były już ładniejsze, ale znowu są bardzo załzawione i zaropiałe.
Daję jej już mocniejsze krople.
Rysieńka trochę lepiej.
Reszta jako tako.
Dobra idę spać, bo zebrało mi się na marudzenie.