ezzme pisze:shira3 pisze:floxanna pisze:Kto by pomyślał, że jeszcze 3 i pół tygodnia temu Młoda uciekała przed Newą, mając w oczach obłęd i panikę? Teraz już nawet urządzają wyścigi (jeszcze bez zapasów). Niestety, trudno mi za nimi nadążyć z aparatem.
A bo to takie dokocenie, wersja lajtowa za często się nie trafia....![]()
weź nie straszbo jeszcze zrezygnuję
Ja tam nie wiem, jak z tą częstotliwością bezbolesnych dokoceń, bo u mnie do Starego solo dokooptowywane były jak do tej pory 4 koty, do pary Stary + Młoda jeden — i wszystkie akcje przebiegły całkowicie bezboleśnie (ta relacjonowana tutaj była… najbardziej burzliwa

1. Łucek zwany Buckiem
Poznało się dwoje ludzi. Zamieszkali już jako para w naszej kamienicy. Poznaliśmy ich, gdy pewnego dnia na swojej wycieraczce znaleźliśmy kota. Wiedzieliśmy ze słyszenia, że sąsiedzi piętro wyżej mają koty, więc zapukaliśmy i tak się zaczęła znajomość z I. i J. Ona miała swoją starszawą Kićkę (biało-ruda dachówa), on swojego Łucka (znajda, jako kociak na Ukrainie schował się komuś pod koło zapasowe w aucie i tak trafił do Polski, a potem do J.; w momencie zawarcia znajomości z nami Łucek był 2-latkiem — półdługowłose kremowo-rude cudo o pyszczku pośrednim między zwykłym kotem a plaskaczem). Niestety Kićka i Łucek się nie dogadywali, raz, że on jej się jakoś nie podobał, dwa, że w jej obecności lał po kątach, mimo że kastrat. Trafił na tymczas do nas z założeniem, że jak nie będzie lał w obecności naszego kota, to zostanie, a jak będzie, to przeczeka do znalezienia mu domu bezkotnego. Koty traktowały się obojętnie, niestety lanie trwało, Łucek (przez nas nazywany Buckiem ze względu na wyraz pyszczka, spotęgowany puchatymi polikami i kryzą) przeczekał u nas, a jego pan znalazł mu dom bez kota, za to z ogrodem. Niestety dom wychodzący — dwa lata później Łucek doznał ostatecznego spotkania III stopnia z samochodem.
2. Kićka
Tak, ta Kićka od Łucka-Bucka. I. i J. kupili większe mieszkanie, bo się rozmnożyli, a między sprzedażą tego a wyremontowaniem następnego pomieszkiwali u mamy J., gdzie były trzy dość młode koty, które były zbyt aktywnym towarzystwem dla spokojnej i nieprzepadającej za tłokiem Kićki, w dodatku nerkowej (na szczęście choroba wyłapana w początkach, więc kot w bardzo dobrym stanie ogólnym), wymagającej raczej spokoju i w dodatku czasami podawania leków (mój mąż wytrenował się wtedy w aplikowaniu kotu tabletki, dopadając śpiącą Kićkę i ładując jej tabletkę, zanim zdążyła dobrze oprzytomnieć — polecam, skuteczne


3. Szkodnik
Kociak, na którym dorobiłam się uszkodzenia kolana podczas wyciągania ok. 5-6-tygodniowego malca spod auta (wieczór wcześniej nie udało się uchwycić płaczącego samotnego kociaka, zostawiliśmy mu tylko wyłożoną saszetkę dla kociąt). Wyciągając go, straciłam równowagę (asfalt śliski od deszczu, niemożność podparcia się rękami, które dzierżyły wyrywające się kocię) i upadłam całym swoim (duuużym) ciężarem na staw wygięty w bok. Ciemno mi się w oczach zrobiło, ale kociaka nie puściłam. Zawinęłam go w bluzę i gdy jakiś starszy pan zapytał, czy mi pomóc wstać, to wcisnęłam mu zawiniątko (przykazując, że ma dobrze trzymać, bo w środku jest kot). Pan zbaraniał, ale potrzymał, ja się jakoś podniosłam, podziękowałam i zabrałam małego do domu. Kociak (czarnuszek z białymi łapkami i żabotem) na 99% wymknął się albo został wyrzucony, bo poza powierzchownym brudem (kurz itp. spod auta) był czysty i nie miał pcheł ani robaków, nie był też wychudzony. Poza paniką przy łapaniu okazał się kotkiem przyzwyczajonym do ludzi i sprzętów domowych (zero lęku przed działającą pralką, odkurzaczem i innymi hałasującymi sprzętami domowymi).
Jego fotki mam (Kićki gdzieś też były, ale musiałabym grzebać w płytach, bo zdjęcia były robione 2 komputery temu



Jak widać — Stary przyjął go dobrze (przez pierwsze dni syknięcie i dostojne przenoszenie się w inne miejsce, gdy mały podchodził, potem tak jak na zdjęciach). Niestety, Szkodnik coś ze sobą przywlókł (nie wiadomo co, niby odchorowany już koci katar, ale Starego wzięło mimo szczepień) i Stary trochę pochorował (gorączka, kichanie, katar). Wyszedł z choroby obronną ręką… znaczy — łapą i niezwykle po chorobie złagodniał (wcześniej był kotem dość bojowym wobec ludzi, po niej stał się o wiele bardziej przytulaśny i w ogóle spokojniejszy). Od zastrzyków dostał jakiejś reakcji uczuleniowej na karku i dzięki temu poznaliśmy naszą obecną panią doktor, która błyskawicznie zaleczyła mu wyłysiały i rozdrapany kark, a przy tym okazała się fajnym człowiekiem i wielbicielką koni (ma swoje cztery), co z kolei doprowadziło nas do znajomości ze świetnym kowalem i jego żoną.
Szkodnika postanowiła wziąć nasza koleżanka, mieszkająca w miasteczku niedaleko Olsztyna. I po tym rozumiem już hiperostrożne podejście wyadoptowujących koty… Zaufaliśmy jej. A ona dała ciała, kot uciekł

4. Młoda
Moja sąsiadka wyrwała 2-miesięcznego kociaka z łap jakichś bachorów. Nasza pani doktor podejrzewała połamane żebra, bo kociak miał spuchnięty bok i wrzeszczał przy dotyku. Na szczęście okazało się, że kości całe. Kocina (chuda, brudna, z gorsem zarośniętym gniazdem pcheł i jakimś kołtunem, mimo że krótkowłosa) miała być na tymczas, ale raz, że baliśmy się po nieudanym wyadoptowaniu Szkodnika, a dwa, że idealnie wpasowała się w nasz rytm życia i wspaniale rozruszała kapcaniejącego Starego (który miał wówczas 8 lat i właśnie wtedy z Koćkocia przeistoczył się w Starego). Od razu się dogadali. I od razu zaczęły się zapasy, w których on ją pokonywał, dociskał do podłogi i… zaczynał ją lizać. Później siły się wyrównały, a teraz Stary już odmawia udziału w takich akcjach, więc mam nadzieję, że niedługo Newa stanie się dla Młodej partnerką do wrestlingu (już zaczynają bawić się w berka, więc chyba wszystko jest na dobrej drodze).
5. Newa
A to już było przedstawiane na bieżąco

Były w moim życiu też inne koty. W zasadzie w ciągu minionego ćwierćwiecza mieszkałam bez kota niespełna rok. Ale historie kotów sprzed kadencji Starego są z różnych (także zupełnie niekocich) powodów zbyt skomplikowane i przykre do opowiadania, więc je sobie daruję (chociaż czasem o niektórych z tamtych kotów tutaj wspominam, bo każdy z nich był na swój sposób cudowny, jak to koty
