ja jestem na świeżo, wczoraj łapałam, dzikuna i to już straszego dorosłego dzikuna, właśnie mamuśkę (sytuacja podbramkowa bo zaczęli koty truć i ogólnie inne nieszczęścia więc łapałam do siebie na wolierę na działkę, żeby kociny bezpieczne były) z małymi poszło spoko (ok. roczne, chociaż łapane na kastracje też mnie zdewastowały pazurami) jednak matka to ciężki kaliber, oj ciężki w zimę na kastrację jakoś łatwo poszło przegłodzona była to weszła za szamą dla klatki-łapki ale wczoraj i przedwczoraj to była walka z wiatrakami.
Zaczęłam w poniedziałek bo złapałam małe i chciałam, żeby cała rodzina wylądowała w komplecie. Nie udało się. Kocurki dały się złapać praktycznie od razu i zostały zawiezione do woliery. Matkę łapałam 14h, bezskutecznie. Klatka łapka - a gdzie tam, nawet siatką na ryby - nie pytajcie nawet. Byłam w desperacji bo pokochałam tę kocinę mimo, że to dzikus.... w klinice po kastracji uciekła z klatki to wetka łapała ją na podbierak. Wczoraj po prostu wiedziałam, że muszę ją złapać. Kocina podchodziła ale mega rzadko. Cały dzień dałam jej spokój wbiła mi na balkon zjadła, wyspała się no i już miała schodzić siusiu ale ją zawołałam podbiegła do mnie (widocznie zapomniała o poniedziałkowym pościgu), zajęłam ją szeleszczeniem opakowania ulubionego przysmaku, żeby było śmieszniej nie pomyślałam i smakołyki trzymałam w prawej ręce więc została mi jedynie lewa. Przypominam byłam w desperacji, po prostu wiedziałam, że muszę ją złapać. Lewą ręką chwyciłam za kark nie zwracałam uwagi na to, że kotka na mnie syczy, gryzie mnie i drapie, osikała mnie całą. Ale. Złapałam!!!!

Kocica jest już z synkami i mam nadzieję, że wyluzuje niedługo.
Do brzegu jednak, czytałam wiele przed próbami łapania mojego dzikusa. W wpisach najczęściej przewijał się sposób: do transportera na tył przywiązywane było jakieś surowe mięso albo śmierdzący tuńczyk. Jak się matka wbije zamykasz szybko kratkę i zaczajasz się na kolejne elementy. Nie na wszystkie koty klatka łapka działa. Moja dzikuna zamykała klatkę dupą wywracała ją, smakołyki się wysypywały i ona je zjadała. Na szczęście ręce zwinne jeszcze mam
