alix76 pisze:Znowu je kąpałaś

?
Oj tam, oj tam, mała kapiel to jeszcze nie zły dzień.
Było gorzej - zabrałam je w strrrraszne miejsce, gdzie wbijali maluchom wielkie igły.
Innymi słowy - koty zaczipowałam. Zniosły bardzo dzielnie. Przynajmniej u weta. Bo łapanie było troszkę trudniejsze - maluchy wyczuły pismo nosem i jakoś nie chciały dać się zwabić do klatki.
Przeżycie było tak straszne, że po powrocie schowały się w wersalce i przez kilka godzin kotków nie było. Na szczęście kiedy wieczorem wróciłam (tak, miałam wychodne!), już nie pamiętały, że w samo południe je torturowałam.
Dodam, że gdybym sobie wcześniej przeliczyła kilogramy, to nie spieszyłabym się, by je tam zatargać autobusem (na szczęście połączenie idealne od domu aż do drzwi lecznicy), tylko poczekała na TŻ z samochodem.
Przy okazji maluchy zważyłam - ważą od 1,3 do 1,8 kg. Tak pi razy oko, bo się kręciły, a waga była beznadziejna. Przy okazji pani wetka koty obejrzała i stwierdziła, że wyglądają zdrowo (sama widzę, odpukac).
A, maluchy zaczynają mieć fanaberie. Już im taka czy inna puszeczka nie odpowiada. Chyba wolą jednak mięsko.
Choć tendencja wciąż się utrzymuje na liniii jem i wydalam. Żwirek, który w moich optymistycznych wizjach miał starczyć na półtora miesiąca, zużyły w dwa tygodnie. Fakt, że jest gorąco i żwirek szybciej zaczyna śmierdzieć. A muszę wymieniać dośc często, bo któryś (któreś) niezbyt czystą kuwetę uważają za znak, że trzeba sobie znaleźć miejsce gdzie indziej. Do tego maluchy odkryły kuwety dorosłych kotów i załatwiają się też tam. Na szczęście rezydenci jakoś tolerują obcy urobek...
Dwa tygodnie? Dziś pytałam się tej wetki od czipowania i mówiła, że tydzień... Echchch.
PS. Choć oczywiście ogólnie to jestem zachwycona, że robią, bo gdyby nie, to dopiero byłby problem.