
Sprawy mają się następująco:
nasz malutki domek ma parter i tak zwane mieszkalne przyziemie, gdzie nie mieszka nikt, a jest jedna wielka graciarnia, ulubione miejsce buszowania kotów i uciekania, aby się schować i aby nikt ich absolutnie nie mógł odszukać

Jest tam również odrobina wilgoci, nie wspominając o grzybie, a to z powodu niewietrzenia i nie tylko

Mój plan był przebiegły


Koty na górze, a ja spokojnie na dole

Powiem im pa!pa!, utulę do spania i wyjdę drzwiami górnymi, a na palcach wejdę dolnymi

Wczoraj więc, z pomocą kuzynki, narażając zdrowie i życie

Oczywiście uprzedziłam koty mamrocząc pod nosem, że teraz, to mam je w nosie, że pańcia będzie częściej wychodzić do pracy, że musimy się dobą podzielić, że, że, że.....
Wieczorem zapraszam panny do zwiedzania


Cośka z Balbiną były zachwycone! Biegały, chowały się, obwąchiwały, full akceptacja

Natomiast Królowa Tut....


Całą sobą dała mi do zrozumienia, że ona, a raczej Ona, na takie pierestrojki się nie nabiera i że w ogóle nie zmaierza zaszczycić nigdy

Wabiłam ją na wszystkie znane mi sposoby, z miseczkami wołowinki włącznie.
Nic z tych rzeczy

Tuta zbojkotowała totalnie i ostentacyjnie mój pomysł i do dzisiaj daje mi dozrozumienia, co na ten temat myśli.
Po części plan legł w gruzach, bo obrażonej Tut nie zniosę.
Ale chociaż mam posprzątane
