Z powodu Gai właśnie pojawił sie u mnie w pokoju wielgaśny karton, który stoi koło biurka(biurko okazało się być za małe)

. Gaja jest "kotem towarzyszącym"

, gdzie człowiek- tam Gaja. A już w kuchni człowiek stawał się obiektem adoracji

. Brakuje nam jej. Świadomość tego, że jest jej u x-mili dobrze, trochę to łagodzi.
Leon jest po drugim czyszczeniu uszu. Wygląda na to, że to było ostatnie, ale maść jeszcze mamy dawać. Za to pojawiło się podejrzenie... grzybicy. Z tego co się doczytałam, leczenie polega m.in. na kąpielach. Kota. Leona.

Zupełnie sobie tego nie wyobrażam. W dodatku u Horacego też coś podobnego znalazłam. Więc kąpać by trzeba DWA koty... No ale możliwie, że to nie jest grzybica tylko jakiś problem ze skórą. W sumie trochę lekarstw na skórę ostatnio Leon dostał, Horacy też... Na razie mam kupić cynk i podawać. Na szczęście można z jedzeniem i nie będę musiała Leonowi wpychać do pysia. Już i tak jestem ta niedobra i paskudna

i Leon na wszelki wypadek daje dyla jak się do niego zbliżam... efff...
Z innej beczki. Chłopaki się dziś pogonili, połapkowali, wzięli sie za łby... Horacy później wskoczył Leonowi na plecy (już drugi raz). Zdaje się, że pazury poszły w ruch, bo Leon lata z włosami Horacego wystającymi z tylnej łapki...
Horacy do Leona gada, gada, gada... Leon stoi bokiem i na Horacego patrzy. W końcu jak Leon drgnie to Horacy zwiewa pod krzesło. Leon obchodzi krzesło z boku i odchodzi. Horacy wychodzi spod krzesła i leci do Leona i tak w koło Wojtek. Trochę się poprztykają i spokój. Nawet Horacy mniej już buczy. Za to... zaczyna sie bawić i szaleć
