PHILO - jeszcze wróci !!! A teraz dla forumowych dzieci :)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sie 16, 2007 9:19

... a poza tym nic na działkach się nie dzieje !


Zastanawiam się, jak w tym potopie uchowałać komputer... no i natchnienie do pisania.... nie mówiąc o całej reszcie :!: 8O
Ja już wczoraj pewnie poszłabym się..... utopić :twisted:
Obrazek

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Czw sie 16, 2007 10:35

...bo ogólnie ja jestem bardzo spokojna...jedynie kiedy coś złego dzieje się zwierzakowi to wstępuje we mnie Czarny :evil: ...
Dzisiaj dekarze na dachu, 33 stopnie ciepła, koty zdechły pod gruszką :D , miski z wodą po całym ogrodzie no i zyjemy. byle do przodu.
W sklepie z ciuchami gdzie zakupiłam coś fajniastego na bazarek jako bonus dostałam koszulkę z kotkiem. Różowym.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw sie 16, 2007 20:52

Zdjęcia! Dzięki Caty za Philo. Wybrałaś już tytuł?

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Pt sie 17, 2007 6:01

Jak w kinie tylko lepiej



Tetryk otworzył jedno oko i nerwowo poruszył wąsami.
Doktor Zygmunt postukiwał wskazującym palcem o blat stolika.
- No po prostu nie wiem – powiedział.- Powieść Agaty Christie dostała w ubiegłym roku... Joannę Chmielewską dwa lata temu..
- Może perfumy ? – podsunęła pani Dorota.
- Odpada . – Doktor Zygmunt wytarł czoło kraciastą chustką. – Jest uczulona na zapachy...
Pani Dorota zamyśliła się głęboko..
- Coś z biżuterii?
- Nie nosi – jęknął doktor.
W głębi ogrodu odezwały się świerszcze. Niebo nad dachem willi poróżowiało, a w gałęziach drzew zaszeleścił wiatr.
Zeskoczyłem z ławki.
- Oho – powiedział Dziadek – zdaje się, że jakaś kolejna tajemnicza eskapada.
- Uhm – mruknął Dexter trącając Dziadka łbem...
Pozostawiliśmy całą trójkę zamyśloną głęboko i najszybciej jak się dało pobiegliśmy na przystań.
Przysiedliśmy u stóp wydmy obserwując, jak naprężone liny wyciągają kutry na piasek. Zapachniało solą i rybkami tak mocno, że do pyska napłynęła mi ślina.
Alex i Smarkacz nadeszli od strony plaży.
- Dobrze, że wróciliśmy – powiedziała Alex – bo zaczęli się o nas martwić...
- Tak, jakbyśmy mogli wystraszyć się byle burzy – dorzucił Smarkacz.
Brodaty rybak tak bardzo ucieszył się widząc nas wszystkich razem, że zgotował nam prawdziwą ucztę.
- Łazęgi, włóczykije, na drugi raz zarządzę poszukiwania w mediach... – zrzędził, ale oczy mu się śmiały.
A my chrupaliśmy drobniutkie, świeże rybki mrucząc z zadowolenia.
Po kolacji posiedzieliśmy chwilę na pokładzie, czekając, aż rybak skończy ćmić swoją fajeczkę.
A gdy nad przystanią błysnął księżyc i kiedy na niebie zapaliły się gwiazdy opuściliśmy kuter udając się pod „ Szaloną Mewę”
Z otwartego okna hoteliku dobiegały dzwięki fortepianu, a przy stoliku pod sosnami siedziało kilka osób pijąc kawę i opowiadając sobie jakieś wesołe historie.
Jak cienie przemknęliśmy pod ścianą willi idąc ku miejscu jakie dawno temu oznaczono na mapie.
Na balkonie w wygodnym fotelu siedziała pani Hortensja i dyktowała coś dziewczynie w białym fartuszku. Zaś ponury Wacław stał obok i kiwał głową.
- Zamiast tych urodzin – mruczał pod nosem – zrobiłbym coś z pokojem numer trzy, ale tu każdy jest mądrzejszy jeden od drugiego...nikt jak zwykle nie potrzebuje DOBREJ RADY...
Siwowłosa pani uśmiechnęła się promiennie.
- Miły Wacławie – powiedziała – nie bądź zabobonny...Po prostu zbieg okoliczności...Już się wyprowadzili i jest spokój.
- Do czasu – mruknął Wacław i wyjrzał do ogrodu.
Przyczajona w trawie Alex nerwowo poruszyła ogonem.
A na trawę padły nagle dwa cienie niewątpliwie należące od dwu postaci – grubszej i chudszej – koślawo skradających się pod murem.
Jak na komendę wstrzymaliśmy oddech.
- To tam – odezwała się świszczącym szeptem chudsza postać, a grubsza potknęła się o wystający z ziemi korzeń sosny.
Dwie postacie przekuśtykały przez trawnik, po czym chudsza gwałtownie zatrzymała się.
- Chodz, chodz – ponagliła ją grubsza.
- Nie mo-gę – stęknęła chudsza. – C-coś trzyma m-mnie z-za nogę ...
Spojrzałem podejrzliwie na Dextera, a Dexter łypnął na Alex.
- Nie tym razem – szepnęła. – KINO ....
Grubsza postać zawróciła i pochyliła się nad nogą chudszej.
- Chyba się zaklinowało – powiedziała i mocno pociągnęła za coś. Chudsza postać zachwiała się i jak długa runęła na trawę.
- Idiotko ! – zawołała. – Mój gips !
Grubsza postać zaczęła tłumaczyć się przenikliwym szeptem, po czym obie zawróciły w stronę bramy – grubsza wsparta na lasce, a chudsza podskakując na jednej nodze.
Smarkacz, szorując brzuchem po trawie poczołgał się w stronę białej bryły, pozostawionej w kleszczach korzeni na kształt kokonu.
Wsadził nos do środka i głośno kichnął.
- Myślę, że jakieś dziesięć lampionów wystarczy – pani Hortensja spojrzała na dziewczynę w białym fartuszku – no i , rzecz jasna, żadnych świeczek na torcie.
- No bo kobiet o wiek się nie pyta – wtrącił ponuro Wacław.
Pani Hortensja wybuchnęła śmiechem.
- Wacławie miły – powiedziała nie przestając się śmiać. – Tak jakbyś nie pamiętał, jak rok temu moi goście jedli tort z parafiną...
Wacław wzruszył ramionami i skierował się do ogrodu. Zatrzymał się na ostatnim stopniu i wyjął z kieszeni cygaro. Zapalił, po czym otoczony chmurą wonnego dymu ruszył prosto w naszą stronę.
- Pssssssssst – syknął Smarkacz.
Tymczasem Wacław pochylił się nad zaklinowanym między korzeniami gipsem. Obszedł znalezisko dookoła, postukał w nie po czym głosem głębokim i ponurym jak syrena przeciwmgielna zawołał :
- Pani Hortensjo ! Emilio ! Szybko proszę !
Pani Hortensja powiewając szalem i Emilia stukając obcasikami stanęły jak wryte.
- Dobry Boże ! – wykrzyknęła starsza pani. – Daję głowę, że już dzisiaj gdzieś to widziałam !
- I nawet wiem, na kim – wtrącił Wacław.
- Od razu wiedziałam ,że te kobiety są podejrzane – rzekła trzezwo Emilia wyjmując z kieszonki fartuszka telefon komórkowy. – Trzeba zadzwonić na policję, bo gotowi nas tu wymordować...
Siwowłosa pani wsparta na ramieniu Wacława podeszła do ławki.
- Nic z tego nie rozumiem – powiedziała. – Jeszcze nigdy w życiu...
- A ja powiem tylko tyle, że czas skończyć z pokojem numer trzy zanim ktoś nie popełni tam zbrodni.- rzekł Wacław.
- Ojej...- tuż za naszymi plecami rozległy się dwa zachwycone głosiki. – Prawdziwa zbrodnia ? Morderstwo z predysty...prydy...prymydy...prydymy...
- Premedytacją – odruchowo warknął Dexter, sapnął z irytacją i wzniósł oczy ku niebu.
Alex podskoczyła do góry jak sprężyna a Smarkacz zgrabnie ukrył uśmiech .
- Bo my ustalili....- zaczęło mniejsze kocię
- ...że z wami jest jak w kinie...- powiedziało większe
i podsumowały chórem :
- Tylko, że wszystko jest naprawdę !
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt sie 17, 2007 6:33

biedna kotka szpitalna...ale jej się kocięty trafiły :lol:

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Pt sie 17, 2007 6:35

Kocięta są re-we-la-cyj-ne. :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:

Wawe

 
Posty: 9482
Od: Pt wrz 24, 2004 21:14
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pt sie 17, 2007 6:37

Jeszcze nikt inny się nie zachwycił tego ranka :?: Niemożliwe :!: :D
Dień Dobry Caty !

Edit: no właśnie - inni też akurat pisali :lol:
Obrazek

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Pt sie 17, 2007 6:51

Kocięta...przeżyłam na własnej skórze parę takich wścibskich diabląt...z których jedno wylazło mojej Mamie z plecaka akurat, gdy chciała skasować bilet w autobusie...a drugie zdecydowało, że zamieszka w budce dla szpaków, jakos wlazło, ale nie mogło wylezć jak mu się mieszkanie znudziło :D :D :D ... no i przyszło mi do głowy, że muszą zostać uwiecznione...
Po za tym ktoś musi komplikować akcję - bo by nudno było...jak kryminał to kryminał !
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt sie 17, 2007 7:52

ewung pisze:biedna kotka szpitalna...ale jej się kocięty trafiły :lol:


Ewung, tu trzeba współczuć samotnej matce :twisted: :ryk:
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt sie 17, 2007 9:43

Dzieki Caty :1luvu:
Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i serdecznie :D
A Oleńka juz dotarła?

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Sob sie 18, 2007 6:06

Corpus DELECTI ( to nie błąd :D )


Rzecz jasna, z poszukiwania trzeciej mapy nic nie wyszło – było już bardzo pózno, kocięta zaczęły ziewać i grymasić i trzeba było odprowadzić je do domu.
- Jeżeli pani Hortensji się NUDZI – powiedział Dexter układając się na sofie – to polecałbym kocięta. Bardzo odpowiedni prezent...
Uśmiechnąłem się pod wąsem. Zegar na wieży ratusza uderzył trzy razy i trzy razy, nieco ciszej, odpowiedział mu zegar w jadalni.
Zza uchylonych drzwi sypialni dobiegało ciche pochrapywanie Dziadka . Księżyc rozlewał się błękitną rzeką po podłodze, gdzieś pod podłogą skrobała mysz, a w parku pohukiwała sowa.
Pomyślałem sobie, że mój dom jest najprzyjemniejszym na świecie miejscem i zapadłem w mocny, twardy sen...
Obudziłem się nad ranem – wiatr uchylił okno i do gabinetu wtargnął świeży powiew.
Niebo było seledynowe, przechodzące ku horyzontowi w ciepły pomarańcz.
- Carpe diem – wyszeptałem i odwróciłem się na drugi bok.
Zapach placka ze śliwkami był tak silny, że czuć go było w całym domu. Pani Dorota prasowała białą koszulę Dziadka, a przez oparcie krzesła przewieszona była kwiecista sukienka, o jakiej posiadanie nigdy nie podejrzewałbym pani Doroty.
- Witaj Philo – powiedziała ruchem głowy wskazując miskę.- Zapraszam na coś Specjalnego.
Czymś specjalnym okazał się spory kleksik śmietanki, który od razu wylizałem do czysta.
Tak, pani Dorota zdecydowanie wiedziała, czym można od rana uszczęśliwić kota... Z wdzięcznością trąciłem ją łbem widząc kątem oka jak Tetryk sprawdza, czy aby przypadkiem w mojej misce nie było czegoś lepszego...
Rzucając mi podejrzliwe spojrzenia skonsumował swoją porcję i pomaszerował do ogrodu.
A ja tego ranka postanowiłem się nie spieszyć. Obejrzałem uważnie sukienkę pani Doroty przypominając sobie cynie na klombie „Pod Szaloną Mewą”, obwąchałem koszulę Dziadka.
Wskoczyłem na krzesło i zlustrowałem blat stołu, gdzie leżał placek ze śliwkami , a potem udałem się śladem Dextera.
Oczywiście powędrował prosto na grządkę z kocimiętką i na krótką chwilę obaj poddaliśmy się słodkiemu zawrotowi głowy.
A następnie wykręciwszy ósemkę wokół nóg pani Doroty udaliśmy się na spotkanie nowego dnia.
- Witamy pieszczoszków – odezwał się przywódca Parkowego Gangu, ale nie ruszył się z miejsca. Jego dwaj towarzysze głośno zarechotali, ale żaden z nich nie kwapił się do łapoczynów.
- Witamy, witamy – odpowiedziałem przechodząc z godnością przez alejkę.
Przez jedną, krótką chwilę łudziłem się, że zachowanie parkowych łajdaków miało związek z
drobną potyczką, jaką odbyłem pewnego dnia z szefem gangu... niestety – potężny cień psa wyłaniającego się zza kępy dzikiego tytoniu szybko rozwiał moje złudzenia...
Pies poinformował nas , że „Pod Szaloną Mewą” zawieszono już kolorowe lampiony i że pani Hortensja zdążyła już odwiedzić fryzjera. Zaś z hotelowej kuchni dochodziły takie zapachy, że pies opowiadając o nich ponownie zaczął się ślinić...
- Kotleciki, paszteciki...nóżki w galaretce – wyliczał po kolei, aż Dexter , z trudem powstrzymując burczenie w brzuchu poprosił o zmianę tematu.
W starym koszu plażowym czekali już Alex i Smarkacz. Kiedy zajęliśmy swoje miejsca i już -już miałem otworzyć pysk Alex potrząsnęła głową nakazując mi milczenie, a Smarkacz wybiegł na wydmę o szybciutko zlustrował okolicę.
- W celu reprezentacyjnym – rzekł otrzepując łapy z piasku.
- Prewencyjnym – szepnęła Alex. – Chyba, że chcecie, żeby było jak w kinie...
- ...tylko jeszcze lepiej, bo naprawdę – dodał Smarkacz.
Prychnąłem z rozbawienia mając nadzieję – ale TYLKO nadzieję – że ostra reprymenda, jakiej udzieliła swoim dzieciom szpitalna kotka uwolni nas od niespodzianek, przynajmniej na jakiś czas.
Postanowiliśmy spotkać się wieczorem w ogrodzie przy hoteliku a tymczasem, korzystając z pieknęgo dnia odpocząć na przystani
Deski pomostu były ciepłe i pachnące trochę morską wodą, trochę rybami a trochę starym drewnem.
Fale najeżone białą pianą delikatnie rozbijały się o podtrzymujące pomost słupy, ptaszyska dryfowały na wodzie kołysząc się jak miniaturowe boje, a lekki wiatr przeganiał po niebie drobne, białe chmurki.
Na dalekim horyzoncie niewyraznie rysowały się sylwetki kutrów, w porcie od czasu do czasu chrypiały syreny, a ciepło słonecznych promieni zdawało się przenikać w głąb mojego ciała.
W ich świetle futro Alex wydawało się być prawie złote, a leżące przy brzegu kamienie mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.
Dexter cicho pochrapywał rozciągnięty na całą swoją imponującą długość, a Smarkacz patrzył daleko przed siebie. Delikatnie poruszał końcem ogona i najwyrazniej o czymś bardzo intensywnie myślał.
Kiedy powróciliśmy do domu Dziadek właśnie poprawiał krawat, a pani Dorota kręciła się po kuchni powiewając kwiecistą sukienką.
- Jak ci się wydaje – powiedziała wykonując taneczny obrót – nie jestem za stara na...
Dziadek szarmancko pocałował dłoń pani Doroty.
- Dorotko – rzekł uroczyście – nawet przez chwilę nie wolno ci tak myśleć.
Na kuchennym stole leżało kilka pakunków i przykryty serwetka półmisek z plackiem ze śliwkami.
A przed bramą zatrzymał się właśnie samochód doktora Zygmunta. Doktor Zygmunt również prezentował się bardzo uroczyście w jedwabnym krawacie i kraciastej marynarce.
- Czy zawsze musimy chodzić piechotą ? - zapytał Tetryk spoglądając na uchylone okienko samochodu.
- Nie zawsze – odpowiedziałem i daliśmy nura na tylne siedzenie, gdzie leżał popielaty trencz doktora. Wyglądał tak, jakby nie ruszano go stamtąd od wieków, więc ułożyliśmy się pod nim starając się zachowywać jak najciszej.
Nie pomyliliśmy się ani trochę. Doktor ustawił paczki i pakunki tuz obok trencza nieznacznie go tylko przesuwając tak, że półmisek z plackiem znalazł się niebezpiecznie blisko nosa Dextera. Na wolnym kawałku miejsca usiadł Dziadek, a pani Dorota zajęła miejsce obok kierowcy.
- Pod „Szaloną Mewę” proszę – mruknął Dexter.
Doktor Zygmunt przekręcił kluczyk i silnik delikatnie zawarczał. W tym samym momencie spod trencza rozległ się inny dzwięk – zapach placka sprawił, że Dexterowi zaburczało w brzuchu.
- Idzie jakoś nierówno – skomentował Dziadek, a doktor Zygmunt pokiwał głową.
- Tak, tak – powiedział – byłaby już pora na malutki przegląd...
W ogrodzie otaczającym hotelik było pełno ludzi. Między gałęziami drzew świeciły kolorowe lampiony, na stolikach połyskiwały kryształowe kieliszki, a ustawiony na szczycie schodów gramofon z ogromną, srebrną tubą grał staromodnego walca.
Pani Hortensja, zaróżowiona od emocji przyjmowała życzenia i upominki a niektórzy hotelowi goście oczarowani atmosferą przyjęcia pytali, czy mogą na nim zostać.
W najdalszym krańcu ogrodu, przyczajeni pod krzakiem siedzieli nasi przyjaciele. Pies raz po raz oblizywał nos tęsknie spoglądając w stronę mieszczącej się na parterze kuchni , a Smarkacz z zainteresowaniem obserwował przykryty ozdobną pokrywą okrągły półmisek zajmujący centralne miejsce na stole.
Tymczasem goście zdążyli zając już swoje miejsca przy stolikach, a Wacław uroczyście zastukał w kryształowy kieliszek.
- Witam was , moi kochani – powiedziała drżącym ze wzruszenia głosem pani Hortensja – i dziękuję serdecznie za pamięć...Widzę wśród was przyjaciół mojego świętej pamięci męża...którzy pozostali moimi przyjaciółmi...
Rozejrzała się po twarzach zgromadzonych i jej wzrok na chwilę zatrzymał się na niewysokim, szczupłym staruszku w jasnym ubraniu.
- Szczególnie zaś witam profesora, który dopiero co powrócił z Egiptu...
Dexter trącił mnie w plecy tak mocno, że prawie, że wyleciałem na trawnik.
- Pan profesor – kontynuowała pani Hortensja – od dziecka przyjaznił się z Drogim Nieobecnym i razem sięgnęli po marzenia...
- Mój kochany Maurycy – głos doktora Zygmunta zagrzmiał nad głowami zgromadzonych – moje serce czuło, że dziś zawitasz do nas i dlatego...
Doktor Zygmunt wstał i krążąc między stolikami podszedł do profesora.
- ... i dlatego chciałbym ci wręczyć coś, co przypomni ci nasze dawne czasy...
To rzekłszy podał profesorowi niewielkie pudełeczko. Profesor uchylił wieczko i roześmiał się serdecznie.
- Ach, Zygmunt, stary druhu ... – wykrztusił zaśmiewając się do łez. – Ani na chwilę nie wątpiłem , że TO jeszcze musi być u ciebie...
- Właściwie to był pomysł Karola – powiedział doktor a Dziadek wstał i zaczął przepychać się przez tłum zaciekawionych prezentem gości w stronę profesora.
- Miła Hortensjo – Dziadek szarmancko cmoknął dłoń siwowłosej pani – poznaj moją żonę. Dorotę...i przyjmij wspaniały placek ze śliwkami...najlepszy na świecie...
- Sto lat, sto lat – zaintonował Wacław, a goście zaczęli klaskać w ręce.
- Tort ! tort ! – zawołała pani Hortensja i w drzwiach hoteliku ukazała się Emilia z ogromnym półmiskiem. Zgrabnie dotarła do głównego stolika, postawiła na nim półmisek i zdjęła pokrywę.
Po tłumie zgromadzonych przeszedł cichy szmer.
Wysunęliśmy się spod krzaka i spojrzeliśmy na stolik. W samym środku tortu, z mordką umazaną bitą śmietaną, spało smacznie coś, co przypominało....
- Ach, jaki słodki !
- Na pazur Bastet !
Zakrzyknęły jednocześnie Alex i Emilia.
Ostatnio edytowano Sob sie 18, 2007 7:23 przez caty, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob sie 18, 2007 6:54

caty pisze: W samym środku tortu, z mordką umazaną bitą śmietaną, spało smacznie coś, co przypominało....

:ryk: :ryk: :ryk:

Dzień dobry, Caty :king:

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob sie 18, 2007 7:22

a dobry, dobry, dziekuję...kupta se ludzie dzisioj Dziennik Polski...tam cosik bedzie...
Ta...wczoraj tylko raz padalo, burza wieczorem była, lalo jak fiks, to nawet nie walczyliśmy z zywiołem na bieżąco, tylko poczekaliśmy, aż do końca naleje i dopiero wtedy cała załoga poszła do pomp... A tak to siedzieliśmy z cieslami w altance, pilismy gorzałkę :roll: i opowiadalismy sobie o duchach...gdzie i kto straszy... się dowiedziałam, że czarny pies, cosmy go widzieli dwa lata temu na wzgórzu zwanym Kotelnica to napewno był duch, bo na Kotelnicy "wisieluchów" chowali...
I tak zszedł wieczór, a teraz widzę jak sloneczko przez chmury prześwituje - więc nie jest zle.
i nawet sufit w nowych miejscach nie przecieka... :D
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob sie 18, 2007 8:22

ach te kocięta :)

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob sie 18, 2007 8:30

caty pisze:kupta se ludzie dzisioj Dziennik Polski...tam cosik bedzie...

:D


Poleciałam, kupiłam, nie ma :(
Czy ja ślepa może jestem?

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 24 gości