» Pon wrz 24, 2007 19:36
To jest moja mysz !
Pani Jadzia kręciła batutą zupełnie jak amerykańska cheeleaderka szeleszcząc przy tym nakrochmaloną białą bluzką.
A za orkiestrą szła spora grupa mieszkańców miasteczka – mąż pani Jadzi, pani Madzia, naczelnik poczty z żoną, Pacynka z pękiem kolorowych balonów w kształcie serc przypominającym bukiet egzotycznych kwiatów, Kociama wsparta na ramieniu komendanta straży miejskiej i wiele, wiele innych osób, zaś na końcu pochodu w towarzystwie służbowego psa biegło dziarskim truchtem dwu staruszków w firmowych dresach adidasa...
Rzecz jasna, że z domu Babci Tekli nie było widać dużego, grubego, czarnego kota, który pobiegł swoją własną ścieżką, ani rozklekotanego, starego samochodu, który zbliżał się do Złociejowa polną, wyboistą drogą, bo wszystko zasłaniały drzewa.
Babcia Tekla otworzyła szeroko furtkę i ze łzami wzruszenia w oczach wpuściła do środka wszystkich gości. Prawdę powiedziawszy miała przygotowaną niewielką mowę, ale w ostatniej chwili wszystko się jej pomieszało i powiedziała tylko „ ach, dziękuję, dziękuję moi kochani ” i „ proszę do stołu ”
Patrząc jak goście zajmują swoje miejsca Babcia Tekla pomyślała, że to, co powiedziała, było równie dobre jak mowa, której już nie pamiętała i usiadła między przyjaciółmi.
„ Chyba czują się dobrze ” pomyślała obserwując swoich gości. Kociama, nie mogąc pozbyć się poczucia winy starannie omijała temat kotów i wszystkiego, co się z nimi wiązało, zaś dzieci, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, miały mnóstwo niewygodnych pytań na drażliwy temat.
Kociama rzuciła pytające spojrzenie Pacynce, a gdy ta odpowiedziała jej przyzwalającym mrugnięciem wdała się w żywą dyskusję o tym, czy kotom należy dawać śmietankę, czy nie.
- Ależ oczywiście - powiedział naczelnik poczty szczodrze zabielając swoją kawę.
Pacynka i panna Madzia wymieniły znaczące spojrzenia, a w kępie ziół rosnących tuz pod gankiem znacząco chrząknął duży, gruby, czarny kot.
Kiedy burmistrz, który całkiem jawnie zjadł pięć kremówek zastukał w brzeg talerzyka i wygłosił toast na cześć Babci Tekli zgrabnie omijając drażliwy temat żywej lekcji historii, a skupiając się na anegdotach z życia mieszkańców miasteczka, panna Madzia osobiście wniosła ogromny tort. Bajanna zaś krążyła między gośćmi z tacą, na której stał szampan dla dorosłych i sok malinowy dla dzieci.
Goście raz po raz wybuchali śmiechem, w zagajniku pohukiwała sowa, w trawie koncertowały świerszcze, na niebie bielała Mleczna Droga, a księżyc połyskiwał na mosiężnych tubach odłożonych na bok instrumentów.
Dominik kończył właśnie drugą szklankę soku z malin, kiedy usłyszał, że ktoś staje za jego plecami. Nie musiał odwracać głowy, żeby domyślić się, że to Serek, największy i najsilniejszy w całej grupie.
Serek wyjął z ręki Dominika szklankę z resztką soku na dnie i Dominik poczuł, że gęsta, lepka ciecz spływa mu po włosach na koszulkę.
- To za podlizywanie się naszej Babci – syknął Serek i zniknął wśród innych dzieci.
Dominik wytarł czoło brzegiem koszulki i poczuł, jak do oczu napływają mu piekące, gorzkie łzy.
„ Gdybym nie był taki mały...” pomyślał. „ Gdybym tylko był ciut większy...ciut silniejszy...gdyby mój tata...”
Babcia Tekla dostrzegła opuszczoną głowę Dominika , kiedy przechodziła obok z talerzykiem kruchych ciasteczek.
Nie powiedziała nic, tylko okrążyła stół i wyłoniła się z ciemności bezszelestnie jak duch.
- Coś się stało, prawda ? – zapytała, a kiedy nie dostała odpowiedzi, była pewna , że właśnie wydarzyło się Coś Bardzo Niedobrego. – Chodz ze mną – powiedziała i poszła w stronę domu.
Po cichych, nieśmiałych krokach poznała, że chłopiec poszedł za nią. Kiedy znalezli się w kuchni od razu zauważyła malinową smugę na koszulce.
- Nie musisz nic mówic – szepnęła wydostając z szafy trochę za duży podkoszulek i podając go chłopcu. – Przebierz się i jeśli chcesz możesz tu trochę posiedzieć.
W półmroku panującym w kuchni żółto błysnęły oczy Miauliny.
- Moja kotka dotrzyma ci towarzystwa – dodała i wyszła.
Dominik rozejrzał się po kuchni. W szybie starego kredensu zobaczył odbicie swojej buzi – chudej i smutnej.
- Uśmiechnij się – zamruczała Miaulina.
Dominik wyciągnął rękę i kotka otarła się o nią policzkiem.
- Widziałam tego paskudnego chłopaka – powiedziała. – Przypomina kropka w kropkę tego, co próbował mi obciąć wąsy, kiedy byłam bardzo mała.
- Taki sam jak Serek ? – zapytał Dominik, a Miaulina pokiwała głową.
- To jest właśnie TEN gatunek – powiedziała kotka.
Dominik ostrożnie pogłaskał grzbiet Miauliny.
- Serek dokucza tylko mi – Dominik rozejrzał się dokoła tak, jakby bał się, że ktoś może stać za drzwiami i podsłuchiwać. – Bo jestem najmniejszy...a dzisiaj chyba był zazdrosny o Babcię...
Miaulina uniosła kąciki pyszczka w uśmiechu.
- Mam pewien pomysł – powiedziała. – Idz do ogrodu i zaczekaj na mnie...
To rzekłszy wsunęła się pod kredens, gdzie zaczęła czymś szurać i szeleścić...
Dominik wymknął się pomiędzy drzewa. Księżyc srebrzył konary starych jabłoni, mrugał spomiędzy prawie czarnych liści, to znowu chował się za skraj niedużej białej chmury.
Dominik zerwał ogromny liść łopianu i zrobił sobie z niego szpiczastą czapkę.
- Jestem wielkim, złym czarodziejem – szepnął do swojego cienia , a cień pokiwał mu ręką.
Chłopiec zerwał suchy badyl i pomachał nim w powietrzu. Badyl cienko zaświszczał.
- Rzucam na ciebie czar...- wyszeptał w kierunku Serka, który zajął jego miejsce przy stole Babci Tekli.
Miaulina wyskoczyła na najniższą gałąz jabłoni i zajrzała chłopcu w twarz.
- Taka noc jak najbardziej nadaje się do czarowania – powiedziała upuszczając na ziemię niedużą, szarą papierową torebkę

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!