Trauma do końca życia!
Ale i tak najciężej doświadczył mnie Miodzio jak był malutki.
Kiedyś wszedł mi do kuchenki.

Usłyszałam rumor dziwny w kuchni, ale kota nie znalazłam. Rumor i szamotanina się powtórzyła i okazało się, że dźwięk dobywa się z kuchenki.
Sprawdziłam piekarnik, nie wiem po czorta bo go nie otwierałam. Tak jak sądziłam był pusty, jednak szamotanina i rumor blach nadal było słychać. Poodsuwałam co się dało, sprawdziłam za kuchenką, kota nie było!
Okazało się, że Miodek wszedł do obudowy kuchenki, otworem na przyłącze!
Ani jak go złapać, ani pomóc mu wyjść, żadnej śrubki do odkręcenia tyłu obudowy!
Już myślałam, że będę szukać jakiegoś kasiarza

żeby pruł tę obudowę.
Na szczęście po kilku chwilach wyszedł o własnych siłach.
Od tego czasu zastawiam tył kuchenki solidną dechą.
Żaden kot przy ich obecnych gabarytach już by się nie zmieścił, ale decha stoi nadal.