


Wczoraj miałam telefon od osoby, która była zdecydowana na adopcję Ciszy. Jednak nie. Byłam szczera opisując głuchego kotka, który niczego się nie boi, jest żywiołowy, odważny i czasem dostaje kociakowego świrka. No i pani wystraszyła się tej białej, głuchej energii, której starczyłoby na kilka kotów... To Cisza odpowiada za większość zniszczeń materialnych w czasie tych naszych "wakacji".
Rózik w nienajgorszej formie, ale zdrowy nie jest i już szykuję się do pielgrzymek po lecznicach. Nadal coś go zżera, nie wiadomo co

Gryzia jest kochana, obawiałam się, że przez naszą nieobecność zdziczeje, bo wydawało mi się, że ma do tego inklinacje, ale nie - przychodzi, przytula się, mruczy ślicznie. Jest taką miękką i spokojną kiciunią.
Małpeczka bez zmian, chodząca miłość, woła "uh uh" i ładuje się na kolana, nadal chuda i wytrzeszczona, z wyglądu mocno demoniczna, z charakteru cud, miód i orzeszki z odrobiną chilli - kiedy szaleje ze śmiotkami.
Iglak też jest jaki był, obłędnie piękny mroczny książę, ucieka przed nami, ale daje się głaskać kiedy leży na drapaku.
Świerczunio jakby odrobinę się ucywilizował, już wspomniałam, że witał się z nami razem z resztą kotów. Przychodzi na głaski kilka razy dziennie


Żwirek i Muchomorek stęsknione strasznie, okupują mnie w nocy i nie mogę się przez nich ruszyć. Zresztą okupuje mnie większość kotów.
Niunia niezadowolona z życia

Miś też jakby zestresowany, albo zwyczajnie palma mu odwala, bo się zrobił z deczka agresywny wobec kotów

Młody niedopieszczony, że ho ho.
Całce też zepsuły się oczy

Szczuruś mnie martwi. Chudy jest i skołtuniony



Włożyłam nowego feilwaya do kontaktu, sprawyem popsikałam pół pokoju. Oby to coś dało.