Dziękuję Gosiu. Piękna kartka i bardzo miłe życzenia / pozdrowienia. Dla Ciebie też dobrego weekendu.  
 
 Mój będzie chyba gorszy... Nawet nie chodzi o to, że Lukier i Lipton dziś pojechali do swojego domku stałego, ile o to, że bardzo się o nich martwię. 
Kurde! Że też coś takiego musiało się wydarzyć, i to dzisiaj rano! Jestem zdruzgotana.  
 
 Jak wiecie, udzielam lekcji. Korepetycji. Dziewczynka wczoraj przyniosła mi na lekcję lampion z papieru, który zrobiła w domu. Przewiązany był na górze nitką, która tworzyła taki niby-uchwyt. Po cholerę ona mi go przyniosła???
Zapomniała go zabrać. Więc postawiłam ten lampion na komodzie. Wysoko, żeby koty się do niego nie dostały małe. Bo mogłyby go zniszczyć. To było wczoraj wieczorem. 
Już wiecie, co chcę powiedzieć, prawda? 

Tosia w nocy musiała zrzucić lampion na podłogę, a małe się nimi musiały bawić. Rano znalazłam ten głupi lampion na podłodze, boki pogryzione, a po nitce ani śladu!  

Boję się, że albo Lukier, albo Lipton zeżarł tę nitkę. Nigdzie jej nie znalazłam...  
 
 Na razie chłopakom nic nie jest. Dałam im odkłaczacz... No i akurat dziś, gdy pojechali do swojego domku stałego, coś takiego musiało się wydarzyć... 

Powiedziałam o wszystkim ich Dużej, że w razie czego mogą jeszcze tydzień u mnie pobyć, bym ich poobserwowała. Ale podjęła decyzję, że już dziś je weźmie, i będzie uważała na wszelkie niepokojące objawy.