Spędziłam sobotę w Orzechowcach... Schronisko robi wstrząsające wrażenie, chociaż jest podobno o wiele lepiej, niż przed kilkoma tygodniami: dzięki wysiłkom wolontariuszek przywieziono kilkanaście nowych, wygodnych i ciepłych bud, a zlikwidowano te najbardziej dziurawe i spróchniałe, miasto zakupiło kilka solidnych boksów, takich jak dla psów policyjnych, z obrotowymi miskami. Paradoksalnie umieszczono w większości z nich malutkie pieski, które ledwie mogą do tych misek dosięgnąć.
Zainstalowano przywiezioną z Reszowa kościarkę i szefowa Kundelka uczyła pracowników ją obsługiwać i gotować karmę dla zwierzaków. Po posiłku ponoś po raz pierwszy zapanował spokój, nie przerywany ujadaniem i skowytem.
Niestety na wybiegach psy toną po kolana w błocie i odchodach, niektóre całe oblepione tym błotem tak, ze koloru nie widać, niektóre siedzą na budach, bo nie ma kawałka suchego miejsca, żeby postawić łapę

Zresztą bez problemu uprawiają "bieg przez płotki": skacząc po dachach tych bud przemieszczają sie z boksu do boksu. Za dziurawym ogrodzeniem widziałyśmy kilka psów biegających luzem. Na naszą uwagę pracownicy stwierdzili, że to jakieś obce psy... Zdumiewajacym zbiegiem okoliczności te "obce psy" miały obróżki z numerkami, zakupione gdzieś przed tygodniem przez miasto...
ZOBACZ FILM
ZOBACZ FILM