» Nie sty 08, 2006 8:24
witam :)
ech, nadal muszę się trochę streszczać, a chciałbym odpowiedzieć, więc piszę szybciutko i prawdopodobnie nie do końca po polsku: kot byłby zdecydowanie niewychodzący, chyba że na spacer na szelkach. pówód jest bardzo prosty - chociaż osobiście kot siedzący w domu jakoś dziwnie mi się kojarzy, to historia kotów wychodzących z czasów mojego dzieciństwa nauczyła mnie, że chodzenie - zwłaszcza po mojej okolicy - równa się wielkie BLE. niestety, w tamtych czasach nikt z nas nie wierzył za bardzo w weterynarzy, (a nawet jakby wierzył,to nie było nas stać), a "manie" kota sprowadzało się do dokarmiania dziczków i cieszenia się, że siedzą na schodach przed domem. dość powiedzieć, że w końcu krwawa jatka złamała moją szanowną rodzicielkę psychicznie i przez półtora roku odmawiała ona oglądania jakiegokolwiek kota... no ale teraz moja znajda podbiła jej serducho - i definitywnie zostaje w domu! :) Oczywiście, jest to drobne oszustwo, bo mami mieszka na parterze, a ja jako syn dorosły, ale chwilowo jeszcze niewyprowadzony - w piwnicy, jednak... :
cytuję: "Jesteś niedobry! Nie wolno kraść mojej włóczki ze spiżarni i rozwłóczać jej po całym pokoju... (po chwili) jeju, ty jesteś taki śliczny, że nawet nie mam pojęcia, jak się na ciebie gniewać" - to się nazywa wojna psychologiczna wygrana przez nokaut :)
z odmienianiem jest trochę na wyczucie. najprostsza zasada mówi, że jak już odmieniać, to w angielskich apostrof tylko wtedy, jeśli kończy się na samogłoskę... ale to jest taka zasada z rodzaju "czasami jest trochę inaczej, a czasami to w ogóle zupełnie nie tak". możemy sobie kiedyś porozmawiać o tym na forum OT :).
możesz wysłać kłopoty tego rodzaju do lamusa jednym machnięciem ręki, pisząc po prostu per Michał, o!
no, to pędzę - jeszcze tylko 58 stron do poprawienia i będę mógł się spełniać, fundując kotkom kuracje i zaszczepiacje. A tak juz zupełnie na marginesie dodam, że przyjaciółka popatrzyła na mojego kociambra i stwierdziła - ło, siedzi i czai się jak puma, więc może bym mu dał tak na imię (ja sam to się nie znam na imionach ;)... czyli tajger jakby wpisuje się w konwencję nazewniczą :).
no tak, cały ja - "parę słówek" przemieniło się w jakiś patetyczny elaborat. uciekam!
PS. Eve: Nie widzę żadnego problemu, żeby namówić wspomnianego znajomego na wycieczkę, dzięki czemu - jeśli tylko będzie chciał - T. może jechać do nowego domu nawet przytulony pod kurtką do piersi opiekuna :).