Nieszczęście ma ok. 10dni, ciemnoszare futerko w prążki, dopiero co otware niebieski oczęta i jest dziewczynką.
A było to tak:
od 2 -ch tygodni mam jeszcze jeden punkt karmienia na osiedlu. Na tyłach naszej @#$%^ej administracji.
Dokarmia tez pewna kobieta,która poprosiła LSOZ o pomoc bo sama ponoć nie daje rady.
Z jednej strony budynku karmi sie koty a z drugiej jest duży plac i schody oraz podjazdy dla wózków inwalidzkich. Takie slimaki.
Dzisiaj gdy przyjechałam z jedzeniem, ta pani na mnie czekała a na podjazdach stała trójka dzieci w wieku 12-13 lat.
Kobieta zaczęła wykrzykiwac, że wyciągaja kociaki z gniazda i nosza po osiedlu , etc. Dzieci twierdziły, że tam żadnych kotów już nie ma a kocicę , ich matkę, zabił w niedzielę samochód.
Po chwili dzieci znikneły mi z oczu a potem usłyszałam pisk kociaka. Jednak był! Miedzy balustradami podjazdu , na samym dole , pod schodami jest spora przestrzeń ze stertą śmieci i piachu. Tam kotka sie okociła. Niestety, dół nie był zabezpieczony od góry i dzieci mogły tam swobodnie skakiwać. No i tak robiły. Wyciągały maleńkie, nowonarodzone kocieta i roznosiły po osiedlu. Niektóre zabierały do domów ale przynosiły z powrotem , po, jak sadzę, interwencji rodziców ( karmienie pipetą, etc).
Nakrzyczałam na nie , odebrałam kociaka i zaniosłam kotom, które jadły z drugiej strony budynku. Na głos malucha przybiegły wszystkie a jedna z kotek wzieła go w pyszczek i wskoczyła z nim oknem do pobliskiej komórki. Nie upłyneła i minuta jak druga z kotek wskoczyła tam , zabrała małego i zaniosła W POPRZEDNIE MIEJSCE, POD SCHODY!!!
Postanowiłam działać. Poniewaz było juz po 17-tej i wszystkie bramy były zamkniete, zaczęłam przełazić górą, po ogrodzeniu i balustradzie. Wskoczyłam do dołu gdzie był kociak. Na piachu , miedzy deskami i papierami w duzym kartonowym pudle leżącym na boku, pełzał maluch. Wziełam go i wyniosłam do góry. Ponownie odbyłam wspinaczkę godną MacGyvera ( chyba tak sie pisze...) tyle , że z maluchem w kieszeni kurtki.
Od razu pojechałam do kliniki. W zamysle po to aby dołozyc go do kociaków ze spóźnionej sterylki.
Poprosiłam wetke aby zabrac tamte od matki i potrzymac je razem z tym malcem , zeby przeszedł ich zapachem.
Asia (wetka) nakarmiła maluszka mlekiem kocim, wymasowała brzuszek i zapakowała go pudła razem z przyszywanym mlecznym rodzeństwem.
Mysle, że za godzinke, ok 23-ciej, pójdą wszystkie do kocicy.
Nakazałam surowo aby pilnowano całej gromady przez kilkanascie pierwszych minut. Jesli kotka bedzie agresywna w stosunku do nowego kociaka to maja natychmiast go odebrac i dzwonic do mnie nawet późno w nocy. Jade i zabieram do siebie. Pójdzie w ruch butelka ze smoczkiem.
Mam nadzieję, że nie bedzie takiej potrzeby...
W tejże intencji proszę wszystkich o kciuki