Dziękuję za odzew i wszystkie pw - jestem w pracy, więc kiepsko z odpisywaniem, spróbuję może, a jeśli się nie uda, to wieczorem już z domu.
Dziś rano Atka pomogła mi przywieźć gminną klatkę-łapkę i transporterek. Przyokazji dowiedziałam się, że oczywiście jeszcze nie ma kasy na sterylki i leczenie kotów wolnożyjących, jeden przetarg unieważniono, kiedy będzie następny nie wiadomo
Potem do jednej z karmicielek zaniosłam klatkę-łapkę, tę od Maryli, i transporterek. Mają kocura łapać, są na to max trzy dni, bo potem nie będzie sensu go wieźć do lecznicy - nie będzie chirurga. Pokazałam kobiecie jak nastawić klatkę
mam nadzieję, że zrozumiała 
I umówiłam się, że dziś wieczór zabieramy kociaki. No i zaczęły się schody "a może by tak jednego zostawić matce?..." Załamałam się. Powiedziałam, że zostawiając kociaka skazuje go na śmierć, więc niech sama wybiera który ma umrzeć. Zobaczymy co powiedzą wieczorem.
Potem byłam na Białobrzeskiej, rozmawiałam z dr Blanc - rudy kocur zostanie zoperowany po kosztach, nie wiadomo niestety jakie te koszty będą, bo nie wiadomo dokładnie co mu jest, to się okaże przy oględzinach. Na starcie na pewno trzeba by zapłacić 40,00 zł. za kastrację, którą zrobią przy okazji narkozy.
Myślę, że jeśli kocur się złapie i wyląduje w lecznicy, założę mu osobny wątek, bo może się okazać, że będzie potrzebna pomoc finansowa. No niestety.
Teraz muszę trochę popracować.