No to my już też dotarliśmy do domu.
Nasz biało-bury kociak okazał się facetem, bardzo wrzaskliwym i bardzo bojowym. Początkowo zmylił naszą czujność, bo siedział w transporterku jak aniołek, grzecznie pozwolił się wyjąć, a potem nagle się wyrwał i jak pershing przeleciał po całej łazience. Odbił się kilka razy od ścian, wdrapał po rurze odpływowej na pralkę, wskoczył do wnętrza piecyka gazowego, wspiął się po rurach WEWNĄTRZ piecyka na samą górę, pobalansował na rurze odprowadzającej spaliny, a na koniec wlazł na drążki suszarki i huśtał się pod sufitem. Z suszarki zdjęliśmy go tuż przed tym jak zaczął się osuwać i zaraz pewnie by klapnął na dół
Szajbus jakiś i narwaniec jednym słowem
Czyściochem i tak nie był, ale po zabawie w kominiarza jest już w ogóle mało reprezentacyjny
Oczy trochę zaropiałe, obmyliśmy z grubsza i zakropliliśmy.
Teraz kociak siedzi zaopatrzony w żarcie w łazience i dochodzi do siebie.
TŻ opatruje rany, bo futrzasty drań zdążył go dziabnąć po drodze. Dość niesympatycznie.
Ja siedzę i intensywnie myślę, bo w porównaniu z Borysem, Brunem i Bellą szajbus jest jakiś taki duży... Jakby jednak starszy...
Ale może on tylko tak skutecznie udaje wielkiego, groźnego kota
