» Nie cze 29, 2003 20:29
cytuje e-mail, ktory otrzymalam od Ani:
Historia pewnego porwania czyli nieuwzględniona relacja rzekomych porywaczy.
Przeczytałam w piątkowej „Stołecznej” opowieść o porwaniu przeze mnie kota o imieniu Koton- Szekspir. Nieco mnie ta relacja zaskoczyła jako osobę biorącą w zdarzeniu udział czynny acz nieco odmienny od opisanego. Pani Anna to ja..
Od początku:
1. Jestem długoletnim wolontariuszem Fundacji Opieki nad Zwierzętami (bez nazwy, żeby opis tej sprawy nie zaszkodził interesom Fundacji a zwłaszcza jej podopiecznym), która ratuje porzucone przez ludzi zwierzęta i stara się znaleźć im dobre miejsce na ziemi w postaci odpowiedzialnych i troskliwych opiekunów, stosując Umowę Adopcyjną- umowę prawno- cywilną, zawieraną między Fundacją a osobą adoptującą zwierzę. Umowa podkreśla, że jest zobowiązaniem adopcyjnym, a nie umową kupna- sprzedaży.
2. Adoptujący kota Kotona pan Tomasz (polecony przez lekarza weterynarii!!! panią doktor Brzeźny) podpisał w moim mieszkaniu i dobrowolnie Umowę Adopcyjną. Kilka z punktów tej umowy chciałabym omówić w kontekście adopcji porwanego Kotona:
a. adoptujący zwierzę zobowiązuje się utrzymywać telefoniczny kontakt z Fundacją – pan Tomasz nie dotrzymał tego warunku, a po kilku moich telefonach (na przestrzeni dwóch miesięcy od adopcji) jego znajoma stwierdziła w napastliwym telefonie do mnie, że ja, dopytując się o los i stan kota „mobbinguję” go. Pan Tomasz od chwili adopcji nie zadzwonił do mnie ani jednego razu
b. adoptujący zobowiązuje się również do informowania Fundacji o zmianie miejsca pobytu zwierzęcia – pan Tomasz, przeprowadzając się, nie poinformował o tym fakcie, ale podczas rozmów telefonicznych nie podał swego nowego adresu, udając amnezję,
c. adoptujący zobowiązuje się do udostępnienia możliwości odwiedzenia zwierzęcia w nowym miejscu pobytu- panu Tomaszowi przez 3 miesiące nie udało się znaleźć czasu (byłam gotowa dostosować się do każdego proponowanego terminu): z jednej strony twierdził, że spędza z Kotonem mnóstwo czasu, z drugiej w każdym proponowanym terminie wizyty był w pracy,
d. adoptujący zobowiązuje się do zabezpieczenia co najmniej jednego okna siatką, zabezpieczając w ten sposób kota przed wypadnięciem (a w konsekwencji okaleczeniem lub zaginięciem) – w rozmowie telefonicznej z panią Prezes fundacji pan Tomasz przyznał, że żadne z okien nie jest zabezpieczone i że boi się spotkania ze mną, bo wie, że nie spełnia warunków umowy .
e. w umowie jest zastrzeżenie, że w przypadku nie dotrzymania warunków umowy lub podania nieprawdziwych danych Fundacja zastrzega sobie prawo do odebrania zwierzęcia – w przypadku niedotrzymania umowy, a:
i. nie można było sprawdzić jak Koton się ma u nowego opiekuna,
ii. nie można było otrzymać rzetelnej i obiektywnej relacji (pani doktor widywała Kotona podczas niezbyt częstych wizyt),
iii. nikt nie wiedział czy pani wspierająca pana Tomasza widuje Kotona i czy zna się na tyle na kotach, żeby ocenić jego stan
iv. nie było realnego kontaktu z panem Tomaszem, bo nieliczne rozmowy odbyte przez osoby związane z Fundacją były traktowane jak nękanie
to uznałam, że jedynym sposobem jest rozwiązanie adopcji i odzyskanie kota.
3. Ponieważ nie otrzymałam w żadnym momencie adresu pana Tomasza zmuszona byłam odebrać Kotona w jedynym miejscu, w którym wiedziałam, że niekiedy bywa – w klinice, a właściwie przed kliniką, ponieważ miałam na względzie dobrą opinię tej kliniki i spokój jej pacjentów.
4. We wspomnianej klinice Koton był leczony bezpłatnie przed i po adopcji (wciąż na kartotece Fundacji) – nawiasem mówiąc w artykule pani doktor użyła drugiego nazwiska, a nie tego pod którym znana jest w światku zwierzęcym. Kiedy po odzyskaniu Kotona, zwróciłam się z prośbą o udostępnienie dokumentacji, dowiedziałam się, że program nie pozwala na wydrukowanie historii choroby, a nikt nie ma czasu, żeby przepisywać to ręcznie. Było mi przykro, ponieważ działania te nie były w interesie Kotona.
a. ,
5. Stwierdzenie, że kot przebywając u mnie był w depresji, smutny czy apatyczny jest nieprawdziwe- miał ze mną wspaniały kontakt, lubił ze mną „rozmawiać’, siedząc na moich kolanach, wtulać swój łepek pod szyję, a spał rozłożony wygodnie obok mojej ręki lub wtulony w szyję .
Równie nieprawdziwe jest stwierdzenie, że „kot wyrwał się z tego skupiska kotów”- kota wzięłam prosto z ulicy, gdzie porzucony przez kogoś, błagał o pomoc każdego przechodnia i tej pomocy udzieliłam mu ja, lecząc, karmiąc, kochając i szukając dla niego dobrego domu. To „skupisko”, o którym mowa w artykule to lśniące od czystości moje prywatne mieszkanie, w którym wszystko dostosowałam do potrzeb ratowanych od kilku lat zwierząt, a kota Kotona adoptowałam w najlepszej wierze- nikt go ode mnie nie wyrywał,
6. Że Koton ma coś w duszy wiem najlepiej, bo znam go jak nikt inny i jak nikt inny troszczyłam się przez 1,5 roku stale o jego zdrowie i „duszę”- to „ludzki kot”, który odczuwa ogromnie silną potrzebę miłości i uwagi człowieka. On nie jest dla mnie przedmiotem kuracji, jak dla p. Tomasza, lecz podmiotem (ta konkluzja jest skutkiem powtarzania przez pana Tomasza informacji, że „kot mu dobrze robi”),
7. Koton jest od 1,5 roku zdiagnozowany jako nieuleczalnie chory na plazmocytalne zapalenie jamy ustnej. W czasie przebywania pod moją opieką był konsultowany z lekarzami różnych specjalizacji, odczulany, systematycznie leczony, na specjalnej diecie dla alergików. Choroba ta powoduje bolesność śluzówki jamy ustnej i może spowodować odmowę przyjmowania pożywienia przez kota.
8. Wczoraj kot został zdiagnozowany przez kolejnego lekarza weterynarii: obustronne zapalenie zatok, rozpoczęliśmy kurację, kot schudł w ciągu 3 miesięcy o 1 kg, ma matową, zmierzwioną sierść. Mąż pani doktor Brzeźny nie udostępnił mi wczoraj historii leczenia kota w ostatnich trzech miesiącach (podobno problem z wydrukami z komputera i brak czasu na przepisanie ręcznie przez pracownika lecznicy). Jednocześnie zażyczył sobie zerwania ze mną kontaktów z lecznicą.
Zaczynamy więc leczenie kota od zera.
P.S. W ciągu kilku lat mojej charytatywnej działalności w fundacji na rzecz bezdomnych zwierząt wyadoptowałam ponad 300 bezdomnych kotów i psów.
Do tej pory żadnego nie odebrałam.
Anna Wydra
Marzec; Ogólnopolski Miesiąc Sterylizacji Zwierząt,niższe ceny zabiegów