Rudy miziak okazał się ok dwuletnią kotą z charakterkiem. Ruda ma osobowość równie barwną jak swoje futro tzn. dla swojej pańci (to ja!) jest super słodką, barankującą i udeptującą koteczką, dla pańcia(mój mąż) jest łaskawą lecz bez przesady kotą nakolankową, a dla paniątek(córki moje) przyjazną choć czasem surową kotą przyjaciółką. Psów sąsiadów nie cierpi, a inne koty...to się dopiero zobaczy bo Ruda hrabina będzie mieć za parę tygodni 4-5 miesięcznego towarzysza w kolorze black&white. Ruda jest koteczką niezwykłą bo choć rozpuściłam ją jak dziadowski bicz to w przerwach między szaleństwami(loty po wszystkich pokojach z wykorzystaniem wszystkich dostępnych tapczanów i stołów, a także biurek, regałów z książkami i parapetów wewnętrznych) kicia jest bardzo stateczna i odpowiedzialną towarzyszką matki dzieciom-czyli mnie

. Razem ze mną sprawdza w nocy stopień okrycia kołderkami moich pociech, pilnuje kąpieli moich córek(i nie tylko ich), a jeśli rano moje starsze szczęście opiera się budzeniu do przedszkola to wskakuje na kołdrę i tak długo łazi po koldrze i trąca ją zimnym noskiem aż młodociana wstanie, Żeby jednak nie było zbyt różowo to kicia jest też diabełkiem złośliwym bo potraktowana zbyt obcesowo przez mojego męża odpłaca mu się średnio pachnącymi kałużami na poduszce lub kołdrze

a jeśli zbyt długo przyglądam się jej pazurkom to małpiszon gryzie mnie całkiem mocno i w strachu przed konsekwencjami tego czyna zwiewa w najdalszy kąt. Żeby nie było watpliwości: nikt jej nie bije-ona tak ma od początku! Mam z nią sto pociech i sto zmartwień, a teraz jeszcze dołożę sobie drugie sto i przygarnę pingwinkowato-krówkowego Warszawiaka o wdzięcznie brzmiącym imieniu Gutek. Tylko chłopak musi sobie jakieś wyjątkowo wredne pieczarki z sierści wyzbierać. No i musi też tę sierść na nowo odhodować bo teraz sfinksa udaje.