Plan upadł bo żadnej tajemnicy nie robiłam tylko wszystkim obwieściłam, że Mrówsko zostaje

. Mąż wzruszył ramionami, mama złapała się za głowę, dzieci wieści olały. Opcja adopcji pozostaje leko uchylona na zasadzie takiej, że jak panienka się normalnie oswoi, a jakiś dobry dom szukałby niezwykłego kotka to można by się zastanowić, ale ta opcja to taka bardzo słabiutka jest. Mojemu mężowi Mrówka się strasznie podoba choć twierdzi, że to debilka, że tak się nas boi

. Wyraźnie jednak ma dla niej więcej ciepłych myśli niż dla Rudej czy Myślnika. Na moją korzyść zadziałało również to, że będziemy mieli więcej pieniędzy-od środy zaczynam samodzielny żywot za ladą w sklepiku.
Muszę sklecić nowy domek pod wieżowiec bo spasiona czereda potomków Tri wygoniła z tego pierwszego Szczotkę. Bidula gdzieś przesypia noce, ale w dzień kwitnie zmarznięta pod wieżowcem. Sąsiadka kończy właśnie remont swojej kawalerki i ma nadzieję, że potem mogłaby może przygarnąć Szczotkę u siebie, ale w sumie Szczotka jest nadal dzika i jakoś cienko widzę to dokacanie. Sąsiadka ma już dwa koty i jest bardzo schorowana. Może jednak ten domek i dokarmianie to lepszy pomysł?