Dziś byliśmy znów u weta. Jakoś dziwnie często ostatnio jak na nas, ale robię postępy - za pierwszym razem z czwórką, za drugim z trójką, a dziś tylko dwa się ze mną zabrały
Wetka też orzekła, że Madżongowi się futro poprawiło i że jest mniej odwodniony (tak na oko). Brzuszek w porządku. Założyliśmy nowy wenflon, pobieranie krwi, zastrzyk w dupkę... Madżong był taki grzeczny strasznie, jakby go wcale nie było, głowa pod moją pachą i nie ma koteczka. Jutro będą wyniki z krwi, po nich zobaczymy co dalej. Na rzie dalej zastrzyki z antybiotyku oraz kroplówy będą, a jak się okaże, że leukocyty spadły i amylaza też, to może przejdziemy na środki doustne i kroplówy może będzie można odstawić. Dieta na razie tak jak była, wyraźnie zresztą mu służy, po poprzednio miał strasznie zgazowany cały przewód pokarmowy, a teraz nic. Apetyt się nieco poprawił, wczoraj całkiem dużo Madżong wsunął. A w kupie nic nie wyszło, ani pasożyty, ani pierwotniaki, strawność ok. Wiadomo, że jednokrotny wynik nie jest całkiem miarodajny jeśli chodzi o pasożyty, ale jak na razie jest dobrze.
Mamy za to nowy problemik

Madżong od początu ma leciutką wydzielinę z oczu, takie zasychające brązowe strupki, bardzo niewiele tego, ale jednak. No a wczoraj, przedwczoraj miał więcej, wczoraj wieczorem to aż taki mokry "flaczek" mu z oka wylazł i się rozmazał. Prawdopodobnie chlamydie, którym pewnie paradoksalnie lepsze nawodnienie kota ułatwiło życie... No i mamy dodatkowo krople do oczu.
Samopoczucie Szlemika mniej więcej bez zmian, je mało, jeśli wcale, humoru nie ma. Dziś dla odmiany on miał brzuszek taki zgazowany i wypełniony czymś dziwnym, że aż w całym gabinecie było słychać bulgotanie przy badaniu. To pewnie efekt zjedzenia puszeczki, którą mu daliśmy wczoraj, żeby zjadł cokolwiek... Szlemik płakał bardzo głośno przy badaniu, żeby wszyscy wiedzieli, jak strasznie biednego kotka krzywdzą. Wetka mówi, że jego kiepskie samopoczucie i słaby apetyt pewnie wiążą się z niskim poziomem leukocytów. Pobraliśmy krew. Zobaczymy, czy ten poziom się utrzymuje. Włączamy też Beta Glukan (dopiero teraz, bo dopiero teraz dostałam), jest szansa, że wpłynie na pobudzenie produkcji leukocytów, a tym samym na poprawę samopoczucia. Pytałam o środki pobudzające apetyt dla niego, dostałam nawet receptę na Peritol, ale wetka mówi, że jeśli brak apetytu wynika z niskiego poziomu leukocytów, to podanie takiego środka i tak nic nie da, trzeba najpierw to doprowadzić do normy. Więc podobnie jak u Madżonga zdecydujemy jutro. A oddania siusiu Szlemik odmówił, będziemy próbować w tym tygodniu, a jak się nie uda, to go przetrzymamy bez kuwety i znów będziemy wyciskać - dziś się nie udało, bo cwaniak się zdążył wcześniej wysiusiać, a ja nie pomyślałam odpowiednio wcześnie, żeby go zamknąć.
A co do stosunków międzykocich - mam wrażenie, że posuwamy się do przodu. W dalszym ciągu Madżong jest izolowany w nocy i gdy nie ma nas w domu, a także wtedy, gdy mamy coś pilnego i wymagającego dużej uwagi, natomiast poza tym chodzi luzem. Po wizytach u weterynarza był mocno przygaszony i to jakby nieco zmieniło układ sił w domu, tzn. Snooker poczuł się nieco pewniej, a Dropszuś i Szlemik miały mniej okazji do stresowania się, więc i mniej nerwowo/ucieczkowo reagują. Być może zresztą to czysty zbieg okoliczności, a podziałał Feliway albo po prostu czas spędzony w tym samym domu.
Doszło już nawet do tego, że była taka sytuacja: Madżong ułożył się na drapaku, a Snooker myślał, myślał... i w końcu podszedł do drapaka i nieco demonstracyjnie zaczął drapać rurę

Potem nie wytrzymał napięcia i uciekł, ale traktuję to jako dobry znak.
W sytuacjach, gdy koty są podniecone czym innym, np. dawaniem im jedzenia wszystkie cztery łażą po kuchni i nie atakują się, a czasem nawet nie warczą. Natomiast na czas jedzenia zamykamy Madżonga, bo po pierwsze w tej chwili je co innego, a po drugie po zjedzeniu trzech kęsów czuje się zobowiązany sprawdzić, co mają inni

- w ten sposób się nie najada i straszy Dropszusia i Szlemcia (a tego ostatniego bardzo się staramy zachęcić do jedzenia, więc musi mieć spokój).
Była też wczoraj taka sytuacja - Snooker z Dropszusiem bawiły się na drapaku (zwisanie, zaczepianie łapami i takie tam), przyszedł Madżong, zobaczył to i podbiegł - ale miałam wrażenie (nie wiem, czy słuszne), że chcąc się przyłączyć do zabawy. Skończyło się oczywiście na syczeniu, warczeniu i ucieczce (no cóż, trzeba sobie było nie skopać papierów

), ale Madżong nie wyglądał agresywnie nawet wtedy. Zdarza się też, że się z kimś powącha, zastanowi, czy go zajść od tyłu, ale rezygnuje i idzie w inną stronę, szczególnie ze Snookerem. Momentami mam wrażenie, że on ma już dość tego, że się go boją, że chciałby się zakumplować - ale to nie do końca wychodzi, bo już jest nieufnie traktowany, a poza tym cały czas zdarzają mu się niemiłe akcje...