anabell pisze:Z mojego punktu widzenia, nie jest bez znaczenia, czy widzę martwego kota, czy też nie. I to nie ze względów estetycznych.
I wybacz, ale nie uważam za właściwe próbowanie łapania dzikiego kota gołymi rękami w środku miasta, a nie noszę ze sobą klatki. Uważam, że powinnam powiadomić kogoś, kto jest w stanie tego kota złapać i przenieść w inne, bezpieczne dla niego miejsce.
Ponieważ jesteś z Lublina to Ci odpowiem i z góry przepraszam za brutalność.
Tak jak pisałam wcześniej obowiązek "usuwania" zwłok ma schronisko. Do nich trzeba zadzwonić. Ponieważ mają tylko jeden samochód czasem trzeba zadzwonić po raz kolejny albo skontaktować się ze Strażą Miejską.
Jeśli zaś chodzi o zwierzaka, który "jeszcze dycha" to masz dwa wyjścia: zadzwonić do schroniska albo zająć się nim osobiście.
W pierwszym przypadku na 90% wydajesz wyrok śmierci (jeśli chodzi o psa, na kota wydajesz wyrok w 100%). Jest niewielka szansa, że psa w schronisku będą chcieli leczyć, ale może. Kot zostanie uśpiony.
Oczywiście przy próbie łapania rannego zwierzęcia istnieje duże ryzyko pogryzienia lub podrapania. Nam pozostaje wybór czy to ryzyko podejmiemy czy nie. Nie trzeba mieć klatki. Jeżdżąc samochodem można mieć w bagażniku ręcznik, kocyk, rękawiczki no i oczywiście apteczkę. Niezmotoryzowanym pozostaje własne wierzchnie odzienie (kurtka, chusta...) i podjęcie decyzji. Mając zwierzaki można się nauczyć sposobów jak chwycić, żeby nie zrobił krzywdy. Moim zdaniem najważniejsze w tym wszystkim jest podjęcie wewnętrznej decyzji. Do dziś z pewnym...ehem...sentymentem wspominam dzikuna, którego łapałam gołymi rękami. Na pierwsze imię dostał Pittbul
Ostatnio łapałam kawkę, chociaż....boję się ptaków...
Po prostu nikt z ludzi stojących na przystanku (łącznie z wetem, którego znam z widzenia) nie chciał tego zrobić za mnie.