Strachulec Kryk szuka domu. Zagadka :D

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lip 02, 2007 11:30

Jak ktoś czujnie napisał wcześniej, kotecki som dwa, i teoretycznie nie potrzebują zbyt dużo zainteresowania ze strony Dużych. Praktycznie jednak radziłabym miziać, miziać i jeszcze raz miziać.

Mam w domu dwie kotki, obie były inaczej wychowywane. Wandzia nigdy nie była "zmuszana" do czułości, nikt jej nie tarmosił bez jej wyraźnej zgody, przychodziła kiedy chciała. Zuzolek z kolei od maluszka jest międlony regularnie :D I nie ma przebacz :D

Jasne, że koty mają różne charaktery, tak jak ludzie. Ale jak się takich małych dzikusów nie nauczy miziania od gnojastego, to potem duża szansa, że już im niestety tak zostanie.

Więc moja rada dla Domku jest taka: nie czekać, aż się maluchy same oswoją, tylko oswajać aktywnie :D Mój mały Kotecek jest wypieszczony do granic możliwości, wycałowany ma kazdy centymetr futerka (he he, no prawie każdy) - chodzi za mną jak piesio :D Nawet w łazience przy wieczornej toalecie leży na umywalce i patrzy tymi swoimi zakochanymi oczkami na pańcię :D Taką przylepkę sobie wychowałam (choć nie powiem... warunki wyjściowe miała niezłe - dobry charakter i DT u Uschi i Tanity :D )

A te rozrabiackie akcje (wywalanie doniczek, sikanie)... to może (???) wynikać z tego, że kotki tęsknią!!! albo za poprzednim domkiem, albo nowi Duzi spędzają (za)dużo czasu poza domem...

To tyle Tatkowych mądrości :D Czuwaj! ;)

Tatek

 
Posty: 133
Od: Pon mar 05, 2007 16:04
Lokalizacja: Tarcho Village

Post » Wto lip 03, 2007 9:14

Nasza mała znajdka, Myniek, też początkowo dość swobodnie odnosił się do korzystania z kuwety - znaczy, jak mu się zachciało, a akurat obok stała kuweta, to czemu nie, ale namiętnie też posikiwał podczas zabawy, np. w kable. Po prostu - przeczekaliśmy. Za każdym razem, kiedy kot się składał do załatwiania (lub tylko sprawiał wrażenie :), był przenoszony do kuwety. Zajeło to więcej niż tydzień, a i sukces był połowiczny, bo potem jeszcze Myniek miał jednorazowy napad siusiania gdzie popadnie.

Przy pierwszym kocie, Skumbrii, jedynego, wymemłanego domowego kwiatka zabezpieczyłem siatką. Skumbria namiętnie wygrzebywała z niego ziemię, a w grande finale zwaliła go z półki. Siatka była położona na ziemi w doniczce i przymocowana w taki sposób, że doniczkę z kwiatkiem można było obrócić do góry nogami i nadal nic nie wypadało. Przy nowej doniczce (i kolejnym kocie) nie chciało nam się już kombinować z siatką, więc zabezpieczyliśmy półkę - obie strony, z których koci atak mógłby nadejść, posypaliśmy pieprzem. Co jakiś czas znajdujemy ślady prób przedarcia się na półkę z kwiatkiem, ale póki co bariera pieprzowa jest dla kotów nie do przebycia. :)

Jeśli chodzi o wychowanie kotów, to jestem ostatnią osobą, jaka powinna udzielać jakichkolwiek porad. :) Ale zauważyłem, że spore postępy daje pełny dzień bądź dwa (np. weekend) spędzone z kotami. Jest wtedy okazja, żeby wziąć udział w całym dniu życia kota, czyli zarówno w niekończącym się ataku głupawki i lataniu w te i we wte, jak i w fazie "a teraz proszę myziać kotka", a przy odrobinie szczęścia może również kociarnia przyjść i uwalić się na człowieku na krótką drzemkę. :) Łatwiej też wtedy przyuważyć, kiedy koty zamierzają się załatwiać, gdzie im nie wolno, i przeprowadzić wtedy akcję edukacyjną.

bebe_

 
Posty: 65
Od: Pon wrz 18, 2006 16:26
Lokalizacja: Warszawa, Tarchomin, DW

Post » Wto lip 03, 2007 9:20

Wszystko oki, Bebe_, ale pieprz bym sobie odpuściła jednak. :?
Wtarłeś sobie kiedyś ostra przyprawę w śluzówkę oka, nosa lub gdziekolwiek? Spróbuj, a zrozumiesz czym ryzykujesz w przypadku kotów.

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Wto lip 03, 2007 22:24

Kochani, jest dramat :cry:

Według relacji Mrusławy (która leży w szpitalu i stamtą koordynuje oraz relacjonuje działania TŻta), Fok dał się złapać i siedzi w łazience płacząc rozdzierająco, natomiast Szot wyrwał się TŻtowi, drapiąc i gryząc go poważnie i teraz chowa się po kątach, pod nieprzesuwalnymi meblami - w jakiejś panicznej traumie...

Słuchajcie, te koty sa tam 10 dni, Mrusława mówi, że nie ma ŻADNEJ poprawy, a wręcz pogorszenie, oni mają mnóstwo dobrych chęci, ale rozumiem ich bezradność i przerażenie...

Sikania i kupkania po kątach dziś nie było, ale podejrzewam, ze po akcji "polowanie" może być...

Intuicja kazała mi poradzić podjęcie jeszcze prób złapania Szota i zamknięcia go w łazience z bratem - jeśli to się uda, no to Mrusława, miejmy nadzieję, wraca jutro do domu, posiedzi w nim trochę (ale chodząca), więc przekazałam jej wszystkie porady o siedzeniu z kotami, czytaniu im książek, głaskaniu na siłę... Ale jeśli się nie uda, to zuepłnie nie wiem, co robić - dwa płaczące rozpaczliwie koty, ten dzikszy na mieszkaniu - demolujący meble, agresywny do człowieka... Przecież ich tam nikt nie krzywdzi, u nas nigdy nie zachowywali się w ten sposób, co się dzieje???

I co robić???

:crying: :crying: :crying:

PS. Feliway będzie w piątek

Uschi

 
Posty: 11026
Od: Śro kwi 12, 2006 16:17
Lokalizacja: Warszawa-Piaski

Post » Wto lip 03, 2007 22:39

Uschi - koniecznie zamknac w lazience obydwa
jesli jest taka mozliwosc to w klatce gdzies w centrum mieszkania
miziac na sile - o tym byla juz mowa
podawac (trzymajac za karczek) smakolyki z reki na kolanach
duzo do ich mowic
to wszystko juz ktos wczesniej poradzil, trzeba sie tylko zastosowac
:wink:

one sie boja
maja prawo tak sie zachowywac...

a zabawy np patykiem z uwiazanym szeleszczacym czyms?(tasiemka do wiazania prezentow z Ikei)
piorek takie straszaki sie zwykle boja, wiec wstazeczka lepsiejsza

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Wto lip 03, 2007 22:51

Beata, żeby się ich dało złapać... Ale tego się nie da zrobić - według słów Mrusławy. Więc trzymanie za karczek nie wchodzi w grę - zresztą znam ich potencjał i wierzę, bo parę razy miałam na rękach przerażonego Szota... (tylko że nigdy taka paranoja nie była tak trwała...)

Proszę, trzymajcie kciuki, żeby Szot dał się do tej cholernej łazienki zapakować. Jeśli to się uda, to może starczy im wszystkim cierpliwości i dobrej woli...

:(

Uschi

 
Posty: 11026
Od: Śro kwi 12, 2006 16:17
Lokalizacja: Warszawa-Piaski

Post » Śro lip 04, 2007 7:52

poczekać na Feliwaya
gdzie oni mieszkają?
MOże podjechać i pomóc złapać paskudnika?
Trzeba masę cierpliwości. Mufasa siedząc w łazience trzy tygodnie był dzikidziki. Delikatność i konsekwencja może nas/was/ich uratować.

i jakby co mam klatkę wystawową, ale łazienka chyba lepsza.
Obrazek
http://www.forastero.pl hodowla kotów brytyjskich

Mysza

Avatar użytkownika
 
Posty: 39656
Od: Pon cze 02, 2003 10:17
Lokalizacja: prawie Kraków

Post » Śro lip 04, 2007 7:55

Mysza, jedziemy na wizję lokalną w czwartek.
Mieszkają na Tarchominie.
Zobaczymy co da się zrobić, jakie są rokowania i jaki jest poziom cierpliwości domku.
Staram się myślec pozytywnie...
Obrazek
Nie ma Sopelka :(

tanita

 
Posty: 2891
Od: Śro lip 27, 2005 22:17
Lokalizacja: Warszawa-Bródno, forpoczta Mafii Tarchomińskiej

Post » Śro lip 04, 2007 9:13

Kiedy niecałe 2 lata temu dołączył do nas Gacuś był 4 miesięcznym dzikusem. Mieszkał w prawdzie u mojej koleżanki z mamą i rodzeństwem z miotu, ale koleżanka nie miała za dużo czasu aby zająć ich socjalizacją.
Przywieziony do nas do domu schował się za kanapę i przy próbie jakiegokolwiek kontaktu prychał ostrzegawczo. Już mieliśmy go oddać albo wymienić na bardziej przyjaznego kotka, ale mąż się zawziął i łapał go na siłę, brał na kolana i miział, a wtedy Gacek zaczynał mruczeć. Dość szybko się oswoił, a teraz ciągleby chciał być noszony na rękach i przytulany ;)

aga_tka

 
Posty: 650
Od: Śro cze 14, 2006 8:01
Lokalizacja: Jaworzyna Śląska

Post » Śro lip 04, 2007 9:22

aga_tka, ja myślę, że tutaj problem jest nieco bardziej skomplikowany.

Dziewczyny, tak się zastanawiam, a czy ten na mieszkaniu w ogóle coś je?
Ja myślę, że on ma traume, bo go łapią. Oni go łapią, bo on ma traume i kółko się zamyka. Może nie łapać, tylko do niego mówić, zachęcić na zabaweczkę, na jedzenie. No przecież on się musi jakoś przemieszczać. Nie wiem. A w ostateczności ja bym go do tej łazienki zapędziła.
Pipsi ♡ 24 marca 2016 [']

Pipsi

Avatar użytkownika
 
Posty: 4289
Od: Pon paź 16, 2006 11:10
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 04, 2007 9:26

Nic mądrego nie doradzę, ale kciuki trzymam mocne :ok: :ok: :ok:
smil
[Obrazek

smil

Avatar użytkownika
 
Posty: 8138
Od: Czw lip 14, 2005 20:48
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 04, 2007 9:47

Łazienka to dobry pomysł
błędem - wydaje mi się - było niełapanie na siłę do głaskania
brak kontaktu bezpośredniego z człowiekiem to nie jest wyjście :(
już pomijając kwestię oswajania - ja zawsze mam w pamięci że przecież kot może zachorować i wtedy będę musiała go łapać i podawać leki
więc on musi znać mój dotyk, musi mnie kojarzyć dobrze, musi się nauczyć że człowiek nie zjada i nie krzywdzi

gdybym kiedyś Pingwina zostawiła w spokoju, pewnie potem nie poradziłabym sobie z takimi czynnościami jak choćby zwykłe odrobaczenie
a to przecież trzeba i już.
abluo ergo sum

Beliowen

Avatar użytkownika
 
Posty: 55549
Od: Czw lis 25, 2004 11:33
Lokalizacja: 52°04′N 21°01′E

Post » Czw lip 05, 2007 18:49

Dziewczyny, jak się sprawy miały na wizytacji???? Jak chłopaki? Co uradziliście z Mrusławą???? Łaknę informacji, jak ta biedna kania dżdżu! ;)

Tatek

 
Posty: 133
Od: Pon mar 05, 2007 16:04
Lokalizacja: Tarcho Village

Post » Pt lip 06, 2007 14:15

Wizyta z wczoraj została przełożona na niedzielę.
Mrusława się nie poddaje i chce ucywilizować kociaki.
Mam nadzieje, że będzie coraz lepiej.
Obrazek
Nie ma Sopelka :(

tanita

 
Posty: 2891
Od: Śro lip 27, 2005 22:17
Lokalizacja: Warszawa-Bródno, forpoczta Mafii Tarchomińskiej

Post » Pt lip 06, 2007 14:30

Jedyne co mi przychodzi do głowy, to klatka wystawowa i oswajanie ich tak, jakby były dzikami dopiero złapanymi z piwnicy :(

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anthonyneept, Google [Bot], puszatek i 50 gości