O tym jak zostalem kociarzem

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lut 09, 2004 0:03

Nelly pisze:A póżniej... to już poszło, za ciosem i nie ma już ratunku.

Fakt, bez nich nie da się żyć...

Kubusiowy, wzruszająca historia. Wszystko sobie wyobraziłam, Kocica, jej wzrok, to niesamowite, co koty potrafią...
Obrazek

Happy

 
Posty: 2832
Od: Śro lis 19, 2003 2:36
Lokalizacja: Bayreuth, Niemcy

Post » Pon lut 09, 2004 0:07

Kubusiowy,
Tia... Mnie nie wolno bylo miec zwiarzat w domu, bom alergiczka, i w ogole...
Ale... Dawno, dawno temu w naszej piwnicy okocila sie kocica... Miala 6 kociat.
Opowiedzialam Ojcu o tym. Nic. Potem tak bylo, ze co dnia tych kotow bylo mniej i mniej. Okazalo sie, (widzialam na wlasne oczy - kolezanka swiadkiem ) - przez piwniczne okienko wtargnal kocur i porwal jej ostatnie kociatko.
Tego nawet moj Ojceiec nie wytrzymal... gdysmy to opowiedzialy... Pozwolil, zeby Niobe-Bulbulina (tak!) u nas zamieszkala... Najnormalniej w swiecie, widzialam jak lezke uronil...

Potem, duuzo pozniej, umierala Swinia (corka Niobe-Bulbuliny) i na te ostetnie chwile ulozyla sie na Ojca piersi... Ojciec ryczal, no, plakal, gdy mi o tym opowiadal... Ja zreszta tez!

Tak to bywa z ludzmi, ktorzy nie lubia kotow lub nie zgadzaja sie na kota w mieszkaniu. :( :( :) :)
Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67146
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Pon lut 09, 2004 0:18

Dorota pisze: przez piwniczne okienko wtargnal kocur i porwal jej ostatnie kociatko.


Cos podobnego! Pierwsze slysze zeby kocur porywal kocieta. Co nie znaczy ze poddaje w watpliwosc twoje slowa... jestem tylko bardzo zdziwiony. Dlaczego on to robil? Moze mi to ktos wytlumaczyc?
Obrazek

Kubusiowy

 
Posty: 1379
Od: Sob lut 07, 2004 13:09
Lokalizacja: Paryz

Post » Pon lut 09, 2004 0:22

U mnie zakocenie było w 100% spontaniczne. Tzn. juz wcześniej dokarmiałam rózne koty i myślałam o nich ciepło ale to prawdziwe zako(cha)cenie nastąpiło całkiem niedawno. Kotka pojawiła się w piwnicy naszej klatki na początku lipca 2003 razem z kilkoma małymi. Jeden z sąsiadów nie przepada za kotami więc wyniósł małe gdzieś w krzaki a okienko piwniczne zatkał. Kotka odnalazła małe i zaniosła do kanału odpływowego przy chodniku, po kilku dniach spadł deszcz, jej akurat nie było a małe strasznie się darły i w ten sposób mieszkańcy 2 klatek dowiedzieli się gdzie są, ktoś je wyciągnął z tego kanału, zabrał do domu i po kilku dniach oddał chętnym na kociaki (choć chyba były jeszcze za małe), kotka snuła się po osiedłu w depresji i załamana, że kociaki nagle zniknęły, z bolącymi cycuszkami pełnymi mleka(dodam, że była całkiem dzika) i jakoś dziwnie każdego dnia o określonej porze kładła się dokładnie pod moim oknem. Najpierw rzucałam jej cosik do jedzenia, potem zaczęłam regularnie wynosić miseczki z jedzeniem, ale kotka zawsze uciekała i podchodziła do miseczek dopiero jak sobie poszłam, z czasem jednak przestała uciekać i siedziała spokojnie kiedy przynosiłam jedzenie, ale nie było mowy o dotykaniu czy głaskaniu, ale i to się zmieniło, po jakimś czasie pozwalała się dotknąć ale tylko przez ułamek sekundy, nigdy dłużej, przy próbie głaskania uciekała. W połowie listopada zauważyłam, że kotce dzieje się coś z okiem, było takie troszkę zaropiałe, któregoś dnia kiedy wyniosłam jedzenie podeszła do mnie i popatrzyła mi głęboko w oczy (choć pogłaskać się oczywiście nie dała) i wtedy wymiękłam, już wiedziałam co mam robić, tzn. nie wiedziałam zupełnie, serce wiedziało, ale ja nic nie wiedziałam o kotach. Powiedziałam rodzicom, że zabieram tego kota do domu, powiedzieli, że chyba zwariowałam, bo mamy już psa i w ogóle oni nie chcą żadnej przybłędy kociej w domu, tym bardziej dorosłego, dzikiego kota. Jeszcze tej samej nocy przeszukałam internet (wtedy to odkryłam równiez rokcafe), żeby sprawdzić jakie kocie akcesoria muszę mieć w domu, następnego ranka wyruszyłam na zakupy i wróciłam z transporterem, kuwetą, drapakiem, miskami itp. Rodzice jak mnie zobaczyli to ciężko się obrazili. Za jakąś godzinę tato wszedł do pokoju i zagaił: "to jak juz kupiłaś wszystko to może jeszcze po jakiś żwirek czy piasek się przejdziemy na targ" i tak mnie 24-letniej babie łzy w oczach stanęły ale się powycierałam i poszliśmy na zakupy. Akcję łapania kota zaczęłam jeszcze tego samego dnia, zakończyło się niepowodzeniem, postanowiłam najpierw przyzwyczaić ją do transporterka, dostała jedzenie przed transporterem, następnego dnia miska na brzegu transportera i każdego dnia dalej aż w końcu udało się, złapałam, z walącym sercem przyniosłam do domu no i jest z nami od 22 listopada 2003, na imię ma Salma, jest przepiękną czarną kocicą. Jest już całkiem oswojona i chyba nikt nie powiedziałby, że kiedyś była dzikim kotem śmietnikowym. Kochamy ją wszyscy, nie wiemy ile ma lat bo nie ma większości zębów i wiek nie do określenia, oko po 2 miesiącach w końcu wyleczone, niebawem będziemy się szczepić, potem sterylka i mam nadzieję, że Salma będzie z nami jak najdłużej. I w ogóle zastanawiam się często jak ja mogłam normalnie żyć bez niej, dziś wiem, że dom bez kota to nie jest prawdziwy dom.

Ale się rozpisałam, przepraszam, ale jakoś zaczęłam pisać i nie umiałam skończyć :oops:
Obrazek Obrazek

sabianka

Avatar użytkownika
 
Posty: 4674
Od: Śro lis 26, 2003 18:34
Lokalizacja: Rybnik

Post » Pon lut 09, 2004 0:28

Kubusiowy pisze:
Dorota pisze: przez piwniczne okienko wtargnal kocur i porwal jej ostatnie kociatko.


Cos podobnego! Pierwsze slysze zeby kocur porywal kocieta. Co nie znaczy ze poddaje w watpliwosc twoje slowa... jestem tylko bardzo zdziwiony. Dlaczego on to robil? Moze mi to ktos wytlumaczyc?


Potem czytalam o tym...
Jak znajde w literaturze - przesle link lub bibliografie.

Kocury moga zjadac kocieta... A to porwanie ostatniego kociatka do konca zycia nie zapomne. Moja kumpela tez (do dzis kochana kociara - karmicielka naszych podworzowych).
Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67146
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Pon lut 09, 2004 0:33

Kubusiowy pisze:Dziekuje za uznanie i zapraszam was do wypowiedzi na temat - tzn opowiedzcie i wy, jak wy zostaliscie kociarzami. Czy zdarzylo sie cos w twoim zyciu co spowodowalo twoje "skocienie"? Moze ktos z was spotkal kiedys taka Kocice, ktora go uwiodla dla calego jej gatunku?



My juz mamy swój wątek i to jest opisane...
Pozdrawiam, Krzysio

Krzysio

 
Posty: 2622
Od: Pt lut 21, 2003 0:59
Lokalizacja: Poznań-Piątkowo

Post » Pon lut 09, 2004 0:33

U mnie zakocenie było w 100% spontaniczne.


Sabianko, poryczalam sie! A juz malo co mnie rusza...
3majcie sie!

Najlepszosci!
Ostatnio edytowano Pon lut 09, 2004 0:39 przez Dorota, łącznie edytowano 1 raz
Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67146
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Pon lut 09, 2004 0:37

Sabianko... Piękne i straszne... Dobrze że kotka ma dom...
Pozdrawiam, Krzysio

Krzysio

 
Posty: 2622
Od: Pt lut 21, 2003 0:59
Lokalizacja: Poznań-Piątkowo

Post » Pon lut 09, 2004 0:51

Sabianko, piekna historia!
Obrazek

Kubusiowy

 
Posty: 1379
Od: Sob lut 07, 2004 13:09
Lokalizacja: Paryz

Post » Pon lut 09, 2004 1:12

Wszystkie historie wzruszające, niesmamowite.

Pytanie: dlaczego jeżeli ktoś coś dłuższego pisze, a jak inaczej o kocich historiach pisać? - w pewnym momencie pisze: "przepraszam, że to takie długie? ". Nie dotyczy to tylko tego tematu, ale ostatnio zauważyłam takie zjawisko w różnych tematach :D Ja lubię np. długie opowieści.

Nelly

Avatar użytkownika
 
Posty: 19847
Od: Nie lut 10, 2002 9:36
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon lut 09, 2004 8:19

Macda pisze:
aguś pisze:(...) A później koteczka sąsiadki, i zmiana opinii o kotach o 360stopni.


Chyba o 180 ;)

Kubusiowy pisz dalej! piękna historia :D

Jasne o 180, z matematyki też jestem cienka. :oops:

aguś

 
Posty: 2594
Od: Czw sty 29, 2004 20:51
Lokalizacja: Cz-wa

Post » Pon lut 09, 2004 12:20

Od tak zwanego dziecka marzyłam o kocie lub psie, ale rodzice nie chcieli słyszeć o zwierzętach w domu, chociaż nieustannie przynosiłam jakieś znajdy. Kiedy miałam 18 lat przyniosłam Struclę (boki miała pręgowane jak makowiec), niestety zaginęła. Potem był czarniutki Murzynek Bambo, w czasie wakacji został kotem kolonijnym w Zwierzyńcu niedaleko Zamościa (zawsze w czasie apelu paradował przed kolonistami z wysoko uniesionym ogonkiem) i został... Potem było jedno z dzieci Koty Pstroty (jej maluchy co wieczór liczył pies Ananas, ten którego uczyłam sikać po męsku), niestety, mój ówczesny TZ postawił weto "kot albo ja", niech mu ziemia lekką będzie... Potem długo długo nic, mój obecny TZ twierdził, że jest uczulony na kocią sierść, ale na szczęście podstępem udało mi się sprawdzić, że nic podobnego. I tak w kwietniu 2001 zobaczyłam w GW Stołecznej zdjęcie roczej kociczki Miki - zakochałam się od pierwszego spojrzenia i przywiozłam ją ze schroniska na Paluchu; w sierpniu 2002 mój TZ znalazł na klatce schodowej prawie konającą z głodu Mi-Norkę, 8-tygodniowego małego czarnego kleksa. Wtedy umierała moja mama - Norka została u nas w dniu Jej śmierci. W kwietniu 2003 podjęłam decyzję o wzięciu od mamy mojej koleżanki 6 miesięcznego, miodookiego Misia Majora (znalazła go na wsi, jego matkę i rodzeństwo rozszarpały psy, tylko on się sprytnie schował i ocalił życie), a w grudniu zobaczyłam na kotach.pl zdjęcie Gacka, któremu umarli opiekunowie. Mr. Gacek Blue jest naszym najstarszym kotem, w czerwcu skończy 10 lat. Tak więc można powiedzieć, że nadrabiam zaległości z dzieciństwa w ekspresowym tempie - marzenia jednak się spełniają! Po drodze troszkę pomogłam dokocić się mamie mojego TZ-ta - Kot Hipolit jest już pełnoprawnym rezydentem w tej rodzinie, ale był czas, że zanosiło się na to, że będzie u nas. I to by było na razie na tyle! :lol:
Kocie wiersze i KociennikObrazek
Obrazek
Holmes & Watson (Brytole)
Gacek[*] Mika[*] Romek[*] Ziutek[*] Norka[*] Miś Major[*] Tymoteusz[*] Miodunka[*]Bambina[*] Felek[*]

Majorka

 
Posty: 1607
Od: Pt lis 29, 2002 10:06
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon lut 09, 2004 13:05

KUbusiowy, super opowieść!
Ja swojego pierwszego kota ..omal nie rozdeptałam... wychodzac z psem na spacer. Ktoś podrzucił pod drzwi klatki schodowej maleńkie, na oko 2 -tyygodniowe kociątko.
Koteczka była u mnie 3 tygodnie. Niestety, wybrałam sie z nią i jej skórnymi przypadłościami do najbliższego weta, na wspomnienie którego rodzi sie we mnie chęć mordu. Wpakował w nią 3/4 strzykawki jakiegoś paskudztwa po którym kicia stopniowo zaczeła tracić przytomność. W domu już ne wychodziła z legowiska i mimo reanimacji na klinikach AR zmarła.
Od tamtej pory podświadomie szukałam kota. Zagladałam do zagłebień przy oknach pomieszczeń gospodarczych w okolicznych blokach, nasłuchiwałam kociakopodobnych odgłosów...
I 1,5 roku później namierzyłam na parkingu grupke dzieci noszących "coś" na rękach. "Coś" okazało się maleńkim bury kocurkiem w wieku mniej więcej tamtego pierwszego. I tak , zabierając dzieciakom maleństwo, zostałam "mamą" Kubusia. Potem dołączyła Muszka-I, po Muszce była sliczna tricolorka-Maszeńka, potem Kicia a do Kici dołaczyły kolejno Muszka-II, Chudziutka, Punio, Nutka,MamaMyszkina, Gucio, Łapka, Kajtek, Kacperek (zm.3 lutego), Junior i Ślepinka.
Obecnie mam 11 kotów... :)

Kasia D.

 
Posty: 20244
Od: Sob maja 18, 2002 13:40
Lokalizacja: Lublin i okolice

Post » Pon lut 09, 2004 13:22

Ja tu się dopiero co na Kubusiowym poprzednim wątku witalam, popracowalam trochę (aby się nie przemęczyć :)) i znów zaglądam co tu fajnego i widze, że tkliwe historie... A że ja uwielbiam tkliwe historie, a już z kotkami w szczególności, to dolączam swoją. Tylko najpierw dygresja - wlaśnie przechodzil jeden z moich wspólpracowników, akurat czytalam wynurzenia Kubusiowego, on aż przystanąl i się patrzy. Po chwili odetchnąl i mówi: Basta, Kaśka, Ty znowu o tych kotach czytasz, a ja już przerażony, patrzę i czytam "Doskonale pamiętam jak się kladla na plecach i mi w oczy patrzyla..." i już sobie myślę, co ona tu czyta... :lol: Dobre, nie?
No to moja historia - i od razu autoreklama mojego wątku, gdzie wszystko jest dokladnie rozpisane, pt. "Moja pierwsza kota w moim nowym życiu". A w ogóle to zauważylam, że jakoś tak nieświadomie napisalam pierwsza, a nie nowa, czyli jakby mialy być następne... Cholewka, posiedzę tu jeszcze na tym forum i się jeszcze dokocę... Moja nazywa się Ruda i zdecydowalam się na nią niemalże od razu - tu z tego forum, od Lidzi z Torunia. To byla milość od pierwszego... tekstu. Byl o niej wątek, nawet jeszcze bez zdjęć, przeczytalam jej rzewną historię, jak to siedzi bidulka na śmietniku, Lidiya ją zabrala i czeka na dom u kuzynki, która nie może jej zatrzymać (na szczęście dla mnie!). I wiedzialam... A w ogóle to bylo tak, że ja też pilnowalam kotów. Dwóch onych. Syjama i persa. Bez traumatycznych przeżyć, chorób itp. Wręcz przeciwnie, rozpieszczonych i dopiesczonych, których wlaścicielka, siostra mojej przyjaciólki (tej samej co to wyjeżdża do Paryżewa, a o tym w Kubusiowym wątku powitalnym) wyjechala sobie do Brazylii na Sylwka. A ja je przejęlam na 3 tygodnie, no i... Coż, pomieszkalam z kotami i potem już nie bylo rady. Chcialam co prawda malego kocurka, a mam 1,5-roczną kotkę, ale jestem b. zadowolona - przypadlyśmy sobie do gustu i do serca i bardzo się kochamy. Nie wiem jak ja bez niej żylam. Nawet mój tŻ, który jest uczulony, twardo bierze Claritine i w ogóle nie narzeka. Pieście się z nią okrutnie, bo zawojowala go w dniu, kiedy do nas przybyla (on nie byl zachwycony moim pomyslem, ona go wyczula i raz dwa owinela go wokól lapki... O tym szerzej w moim wątku, więc nie będę się powtarzac :wink: ). To tyle, też się troszku rozpisalam, ale ja ogólnie mam takie tendencje... Kolka, śledziona... :D Pozdrawiam wszystkich zakoconych!
"Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku." - Gautama Budda

kate

 
Posty: 44
Od: Czw sty 15, 2004 15:21
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon lut 09, 2004 15:08

kate pisze:(...) zaglądam co tu fajnego i widze, że tkliwe historie... A że ja uwielbiam tkliwe historie (..)

Moja historia nie jest tkliwa, więc czy mogę? ;)

W domu rodzinnym bywały tylko rybki i kanarki. Rodzice nie zgadzali się na psa lub kota - brak warunków.

Gdy poszedłem na swoje, długo nie myślałem o własnym zwierzaku.
Ale ponieważ bardzo podobają mi się koty, więc kupowałem kalendarze, książki i albumy z ich fotografiami.
W jednym z albumów pierwszy raz zobaczyłem zdjęcia kotów birmańskich i zostały mi one w pamięci już na zawsze. To był rok 1992, w Polsce jeszcze niewiele osób słyszało o tej rasie, pierwsza hodowla powstała w 1990. W każdym razie od tej chwili koty zagościły w mojej głowie na stałe.

Potem zmieniłem pracę i przeniosłem się do firmy, w której kilka osób miało koty, a jeden prawie codziennie przyjeżdżał do nas do pracy i siedział w biurze.

A później zanjomi, którzy mają kota, zaczęli jeździć na wakacje i zostawiali swoją kotkę u mnie "na przechowanie".
Prysia nie była idealną współlokatorką. Żeby udowodnić mi, że ja nie jestem "jej człowiekiem" i to nie jest jej dom, robiła kupki obok kuwety, sikała do wanny i zlewu, nie wpuszczała mnie do mojego własnego łóżka.

Pomimo tych demonstracji zdecydowałem, że też będę miał kota.
Znalazłem hodowlę kotów birmańskich (to już był rok 1999, więc hodowli trochę przybyło) i umówiłem się na odbiór kociątka. Gdy znajomi wrócili z wakacji i przyjechali do mnie po Prysię, poprosiłem żeby pojechali ze mną do sklepu zoo. Kupiłem wszystko co kotu potrzeba, łącznie ze sporym drapakiem. Znajomi, którym nie powiedziałem że kupuję kota, nie wytrzymali i zaczęli protestować, żebym nie robił ich kotce tylu zakupów :) Dopiero teraz wyjaśniłem im o co chodzi. Byli bardzo zdziwieni :)

Na drugi dzień pojechałem po kotka - to była moja Herunia :)

Rok poźniej dołączyła do niej Dorinka :)

O tym jak nam się wspólnie żyje można poczytać na naszych stronach WWW http://www.koty.pl/hera
oraz w naszym wątku: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=9350

Zapraszam :)

Wojtek

 
Posty: 27797
Od: Śro wrz 03, 2003 3:43
Lokalizacja: Warszawa - Birmanowo

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 85 gości