Czy ja kiedyś pisałam albo mówiłam, że mam koty-anioły? Że grzecznie śpią w nocy, czekają na budzik i tak dalej? Mówiłam tak? Pisałam? Otóż muszę przyznać, że nie miałam racji. Te futrzaste półdiablęta doszły dziś do wniosku, że godzina trzecia rano to dobra godzina, żeby rozpocząć nocne życie. Albo rozpocząć dzień. Zresztą, wszystko jedno, co się w tych kudłatych łebkach ulęgło. Zaczęła się niewinnie. Wieczorem zostaly śpiące w drugim pokoju. Około trzeciej (dedukuję to na podstawie póxniejszych spostrzeżeń) stwierdziły, że jednak przeniosą się na materac. BluMka przespacerowała się po nas i zaległa koło TZa mrucząc na cały regulator. Budyń położył się najpierw pod moim ramieniem, potem przeniósł się na brzuch, pougniatał mi pęcherz, potem stwierdził, że najwygodniej jest na nogach. W tym czasie BluMka stwierdziła, że u mnie jest fajniej i też przyszła, ułozyła mi się na brzuchu. Ja ją głaskałam i próbowalam zasnąć z powrtotem, a ona mruczała, rozciągała się, przeciagała, w końcu zwinęła się w kulkę na moim przedramieniu. Oburzony Budyń pognał gdzieś, tupiąc rozgłośnie. Po sekundzie przygnał. Co za idiota zostawił otwarte dzrwi od łazienki? Wpadł do łazienki, wskoczył na pralkę i za sekundę siedział na drzwiach. Obudziłam TZa. Zdjął Budynia z drzwi. Budyń poganał przed siebie. BluMka za nim. Potem przez dłuższy czas dobiegał mnie tętent kocich łapek, slyszałam skoki na fotel, przesuwającą się pufę, rozszalałe buty w przedpokoju. Kilka razy futrzany zaprzęg wpadał do sypialni i z piskiem pazurów hamował przed materacem. Sąsiadowi na górze przed czwartą dzwonił przedwojenny chyba budzik, taki mechaniczny. Potem któryś z kotów bardzo donośnie rozgryzał chrupki. Potem któryś bardzo zapamiętale kopał w kuwecie. Potem znowu buty tupały, TZ nie wytrzymał, wstał zobaczyć , co się dzieje. Sięgnęlam po zegarek. Było za pięć czwarta. Ostatnie co pamiętam z tej fazy snu, to BluMka siedząca na parapecie w sypialni i Budyń umykający do drugiego pokoju. Jak sie obudziłam o szostej, Budyń spał między mną a TZ, a BluMka z nóg materaca właśnie się przeniosła na biurko...
BTW, BluMka już chyba zdecydowanie wyzdrowiała. A co do Budynia, zastanawiam się, czy został do końca wykastrowany. Bo to on dzisiaj chodził pół nocy i miaukolił...I w ogóle znowu go na dwór ciągnie. I dźwięki przeróżne wydaje...
