No, właśnie skończyliśmy. Na dzisiaj
Bueeeeee. Najgorsze te białe, malutkie, namierzyć je można było tylko na dotyk. Bueeee. Większość kleszczy żywa. TŻ stwierdził, że czarne najbardziej odporne, bo żyły wszystkie.
Ja mówię ok. 50 sztuk, TŻ twierdzi, że 70 (ale chyba przesadza). Niektóre wyciągało się po dwa na raz, tak blisko siebie się wpiły.
Mama galli pożyczyła nam super pęsetę, bez tego sprzętu jeszcze z godzinę byśmy wykręcali paskudy.
A Czapeczka to aniołeczek, galla świadkiem. Cały czas mruczał, dał się wykręcać na wszystkie strony, nie protestował, nie szarpał się ani nic

Teraz pod koniec już się znudził przeokropnie, wiec ja się bawiłam z nim myszką, a TŻ kleszcze mu z tyłka wyciągał.
eurydyko - jedyne co mi przychodzi do głowy po kleszczach to hemobartonelloza, ale Czapeczka bierze unidoks, który działa na to świństwo. Chociaż co tam, zadzwonię do wetki i podpytam jeszcze.