Ufff, padam na nos ...
O pierwszej włączyłam kompa, żeby napisać, że hurtownia w Białymstoku przechodzi samą siebie (jeszcze chyba długi weekend mają

) i załatwiłam sama Virbagen w Warszawie, kiedy zadzwonił wet, żebym przyjeżdżała, bo najpierw muszą sprawdzić czy uda się Psotusiowi założyć wenflon w łapkę. No więc pognaliśmy w te pędy. Wenflon założony, krew ma być o szóstej, polecę na dworzec, a potem do lecznicy na transfuzję. Virbagen niestety chyba podrożał, bo za 5 fiolek Warszawa życzy sobie 1560zł, a do tego około 430zł (tyle płaciłam poprzednio) za transfuzję

Będę musiała jeszcze coś wygrzebać na bazarki, ale to już wieczorem albo jutro.
Co do lodówki, to całe szczęście, że mam jeszcze w domu starą. Włączyłam wczoraj i narazie niech tak będzie. Jutro spróbuję włączyć tę nową - jak działa, to OK, jak nie, to będzie musiała poczekać do czerwca, bo teraz i tak zęby na półkę.
Psotuś pierwszy raz zaczął syczeć u weta - przy bandażowaniu łapki.
Byłam w szoku

Teraz leży na moich kolanach. Jest bardzo dzielny i kochany
