Kciuki potrzebne, bardzo dziękujemy
Dziś normę wet wyrobiłam za miesiąc. O 9 rano zameldowałam się z kotkami przed pracą u doktora. Jako, że wczoraj Rezeda dostała linco ok 18 to rano nie, pan wet kiwał głową, rozmyślał, w końcu ustalił, że o 16 robimy konsylium z dr Czerwieckim. Pojechałam o 16, z jęzorem na wierzchu, żeby zdążyć z pracy. Opowiedzieliśmy sobie historię lecznia co kto akurat przeżywał, brakowało nam Kamili, żeby opowiedziała dramatyczne sceny z robakami.
Panowie dr uznali, że zastrzyk na podniesienie odporności tak, a przed zmianą lecznia zdjęcie, żeby wiedzieć, na czym stoją.
Wróciłam do domu, nakarmiłam koty, natchnęło mnie, żeby zadzwonić do lecznicy i zapisałam się do naszej pani dr
(UWAGA ZAINTERESOWANI, W PON DO DR BORKOWSKIEJ SĄ ZAPISY NA GODZINY!!!!)
i na 21 pojechałyśmy na zdjęcie.
Pani dr jak usłyszała oddech małej to tylko jęknęła, jak usłyszała przez słuchawki to miała zgrozę w oczach, a potem ubrałyśmy się w ołowiane ubranka i była sesja.
Rezeda jest baaaaaaaardzo fotogeniczna i już nie ma tremy, pozowała zawodowo no i ku ogólnemu zdziwieniu zdjęcie lepsze niż stan ogólny - oceniony jako zły.
Jutro od rana oblatuję wetów ze zdjęciem i czekam, co zdecydują.
Rezedzie kupiłam conva i nakarmiłam w łazience, trochę zjadła. Potem wpadł Koń i sami wiecie...
Jeszcze dopiszę, że wszyscy weci, do jakich trafiam traktują nas niezwykle ulgowo jeśli chodzi o finanse, a pan dr Janik od 3 tyg leczy małą na koszt własny. Łącznie ze środkami wzmacniającymi odporność itp. Prywatnie oczywiście mu dziękuję, ale jakoś chciałam upublicznić jego niezwykle humanitarne dla moich finansów podejście...
Kama z kolei nie chce nawet zwrotu kasy za taksówki, ale jeszcze z nią pogadam.
Żeby ta małpiatka chciała jeszcze wyzdrowieć, no.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.