» Sob maja 06, 2006 19:35
Kochani, witam serdecznie po zbyt dużej przerwie. Ale "za to" pokażę Wam wiersz, którego jeszcze nikt obcy nie widział i który nie będzie wydrukowany. Powstał jako efekt mojego wzburzenia po przeczytaniu informacji, że po śmierci ks. Jana Twardowskiego wszystkie koty które Mu towarzyszyły w klasztorze gdzie mieszkał, zostały natychmiast - delikatnie mówiąc - wyproszone i to pomimo ostrej jeszcze wtedy zimy. Znaleźli się dobrzy ludzie, którzy je przygarnęli, ale... zresztą zapraszam do wiersza.
[i] Nic się takiego nie stało[/i]
Jan Twardowski
Mówią
KOTY KSIĘDZA JANA*
Nic się takiego nie stało.
Zima – jak zima, więc łapki zmarznięte,
ale tu jednak coś zawsze nas grzało,
dlaczego teraz zamknięte ?
Nic się nie stało? A coś się zdarzyło...
Zima, więc zimę musimy przeczekać,
ale słów takich tu nigdy nie było:
- Zmykaj, wynocha, uciekać!
Co się zdarzyło, jaki fakt niezwykły
jak to zrozumieć, jak to przyjąć mamy
że tu wśród ludzi szepczących modlitwy
zamknięto kotom i serca i bramy.
„Bądź wola Twoja, przyjdź królestwo Twoje”
dało się słyszeć – ledwo słońce wzeszło
a dziś pytamy - koty księdza Jana:
- Królestwo przyszło, czy właśnie odeszło?
Odeszło
z jego łagodnym uśmiechem,
z jakim wybaczał wszystkie kocie psoty
i mówił o tym, że byłoby grzechem
wywyższać siebie – nad inne istoty.
Pewnie nas kiedyś do siebie zawoła
może mu żal nas, może na nas czeka,
bo wie: tu mnóstwo świętych dookoła,
a tylko brakuje C z ł o w i e k a...
21 marca 2006