Jutro na 9 rano jadę do lecznicy. Uprasza się o kciuki.
Właśnie dziś odpadł strupek od zagojonej ranki - po dwóch miesiącach od zdjęcia szwów. A jutro może się okazać, że cały wysiłek poszedł na marne i pozbędziemy się łapki, o którą tak walczyliśmy. Ale cóż zrobić...
Wolę mieć "zdrowego" trzyłapnego kota niż pozwolić nowotworowi działać dalej.
Kocham tego mojego dziabąga...
On sam kompletnie nie zdaje sobie sprawy z choroby. Jest wesoły, rozbrykany, zawadiacko zachęca do zabawy w berka. Apetyt ma aż za dobry, na rtg i usg sporo tłuszczyku było widać

Miziasty jest niesamowicie, grzecznie znosi wszelkie zabiegi, a jak coś go boli przy zmianie opatrunku to liże mnie po ręce.