Dzięki. Naprawdę to duża ulga, jak można się "wygadać" osobom, które rozumieją co czujemy.
Rozmawialiśmy dziś z chirurgiem. Rana goi się w miarę dobrze (mimo, że Imbir robi wszystko, żeby w tym przeszkodzić). Także na razie wstrzymujemy się z decyzją o amputacji łapki. Pozytywna jest informacja, że guz wycięty został w całości. Minusem wysoka złośliwość paskudztwa. Mogą pojawić się przerzuty do płuc i wątroby ale na razie nic na to nie wskazuje. Możliwe jest też odrośnięcie guza w tym samym miejscu.
Mamy go dalej kochać

i bacznie obserwować.
Sam Imbir nie czuje się chory, dokazuje aż miło. Dziś zdjął sobie kołnierz w ciągu dnia i wylizał ranę. Kombinuje z tym abażurem strasznie, ciężko nad nim zapanować.
Humor i apetyt mu dopisują. Nawet już w berka się bawiliśmy

. Bez względu na to ile czasu nam zostało, zamierzamy go dobrze wykorzystać.