Zacznę od tego, że przez całą noc śniły mi się koty. Moje, inne znajome, koty z podwórka - miauczały, płakały, żaliły się. Obudziłam się zdziwiona, że moje Termofory nie domagaja się śniadania. Siedziały cichutko jak myszki, dziwne takie i wielce podejrzane. Ale to dopiero początek niespodzianek. Żałosne miauki ze snu okazały się jak najbardziej realne. Dobiegały z podwórka. Zarzuciwszy giezło jakieś zeszłam na dół. I zobaczyłam kotka ze snu.
Nie wiem, ma może 6, może 8 tygodni, jest ślicznym, puchatym, pięknie wybarwionym tygryskiem, którego jakieś cholerne krasnoludki podrzuciły pod nasz dom

Nie zostawiły mu nawet miseczki z wodą. Zostawiły na pastwę losu, bo to kot, który nie jest w stanie uciec przed człowiekiem. Zresztą, nawet gdyby nie wpadł w złe ręce, to pewnie zadziobały by go sroki (strasznie się bestwią tej wiosny, atakują dorosłe koty nawet)
Z tego wszystkiego nawet nie zajrzałam temu biedactwu pod ogon, więc nie wiem, czy to dziewuszka czy chłopak. Na pewno nie jest to kot piwniczny (w każdym razie nie z "naszej" piwnicy). Jest czyściutki, oczy i nosek ładne. Siedzi na razie w izolatce, jest bardzo wystraszony. Poproszę o kciuki, takie ogólne - bo na razie przed nim wizyta u weta, no i szukanie dobrego domu.
A jego poprzednim "opienuom" życzę ze szczerego serca najgorszych nocnych koszmarów przez długi, długi czas
