Historia mojego ślepaczka, historia moich i nie moich ślepaczków. O którym napisać?
Przecież każdego kocham najbardziej, każdy ma za sobą historię niezwykłą (bo czy jest jakaś zwykła kocia historia...), często wstrząsającą. To może opisać Tę najkrótszą czyli napisać o Michasiu?
Maj 2013 roku. Wówczas już wiem, że niewidomy kot może zamieszkać w domu, w którym są schody, może zamieszkać z szalonym dużym psem, może szczęśliwie żyć w każdych "okolicznościach przyrody", w których będzie kochany i poczuje się bezpiecznie. Na nasz fanpage Ja Pacze Sercem trafia informacja o niewidomym kocie, który od kilku miesięcy czeka w schroniskowej klatce. Wszyscy wiemy co znaczy schronisko dla żywej istoty

Dla ślepaczka, który nie widzi i nie rozumie co się wokół niego dzieje to prawdziwe piekło.
Decyzja zapada błyskawicznie, mieszkam przecież w Poznaniu, jestem najbliżej. Biorę rudzielca na DT. Cieszę się, że jest rudy, bo to zwiększa szanse na szybką adopcję, a u mnie tłoczno.
W schronisku słyszę, że kot jest zdrowy i tylko nie widzi i "trochę stracił węch". W drodze do domu odwiedzamy okulistę - okazuje się, że rudy nie widzi na skutek przewlekłej choroby siatkówki. Nie walczymy więc o wzrok.
Jednak wkrótce okazuje się, że musimy stoczyć walkę o życie, którą spokojnie już prowadzimy do dziś.
Michaś, bo takie imię dostał, w ciężkim stanie w poszukiwaniu diagnozy trafił do specjalisty w Warszawie. Okazało się się, że cierpi na PNN, wilotorbielowatość nerek, a hiperkaliemia zmieniła jego serce i układ krążenia. Dostajemy leki, wskazówki i rozpoczynamy terapię. Mimo że Pani doktor powiedziała, iż dobrze prowadzony ma szanse na lata życia, wiem już, że kota, który nie widzi, jest nieuleczalnie chory, wymaga systematycznych kroplówek, badań kontrolnych, diety etc, nie adoptuje nikt. Nawet gdy jest to "kot ze Shreka"...
Czyli co? Czyli Michaś zostaje z nami na zawsze? Jasne.
Wspiera nas mnóstwo fantastycznych ludzi, przyjaciółka Ola z Klubu Ślepaczków zostaje Matką Chrzestną Michała

Powoli układamy wspólne życie i wypracowujemy własne rytuały.
I w tym momencie do szpitala trafiam ja. Moimi Ukochaniami znakomicie zajmują się cudowne przyjaciółki. Wożą Misia do weta na kroplówki, podają leki i robią wszystko, co tylko możliwe by czuł się dobrze. I tak się czuje.
Wreszcie wracam do domu. Po dzikich powitaniach z każdym z Ukochań kładę się i zmęczona zamykam oczy. Nagle czuję, że do mojego policzka coś z całej siły przywarło. To coś okazało się puchatym policzkiem Michasia. Od tej pory Michaś przywarł do mnie na dobre. Nawet podczas jedzenia robi przerwy żeby wskoczyć na łóżko i sprawdzić czy na pewno na nim jestem, po czym uspokojony wraca do miski. Po posiłku zjada grzecznie wszystkie leki i czeka na wyjście do reszty ferajny. Lubi tę moją footrzastą rodzinę. Lubi koty, lubi psy, lubi święty spokój oraz nerkową karmę, ale kocha mnie. Jest zawsze przy mnie, przytula się tak, jak człowiek. Nie chce się rozstawać, więc trzyma się mnie jak przypięta broszka. Nie jest taki niesamodzielny, ale tak właśnie lubi

A wszystko tylko dlatego, że zabrałam go ze schroniskowej klatki i pozwoliłam, by jego ciemny świat wypełnił się kolorami. Mój świat również!
Pewnie też dlatego, że kocham go do obłędu


