Dzięki dziewczyny

W sobotę (27go VII) cosik mnie obudziło o 6:30. Pewnie skurcz, choć nie był mocno bolesny, raczej mocno nieprzyjemny. Do 7mej zastanawiałm się czy to TO i sprawdzałam co ile te skurcze. Co 6 minut. O siódmej wiedziałam, że się zaczeło, telefon do mamy i się zbieramy. Ubrać Anię, oporządzić koty, zebrać moje rzeczy. Wyszliśmy jakoś o 7:30. Skurcze już bolały dość konkretnie, na wybojach to wyłam z lekka. Anię porzuciliśmy rodzicom nawet nie wysiadając z auta i dalej szybko do szpitala. Skurcze były co 3 minuty. Dojechaliśmy jakoś kilka minut przed ósmą. Już musiałam kucać z bólu przy skurczach.
Po wejściu na oddział jęcząc musiałam się dać zbadać i położna rozkazująco wydała polecenie "szybko na porodówkę!". Na porodówce kazali się przebrać, TZet dawał dokumenty, mnie wypytywali o badania, zawołali mojego gina. Było za późno na znieczulenie, miałam pełne rozwarcie, zaczeły się parte, poszły wody. Ledwo wwlekli mnie na fotel, najpierw się darłam , potem kazali się opanować i oddychać. Dwa parte i była główka, kolejny i reszta ciałka

W opisie mam wpisane przyjęcie 8:00, poród 8:10

No było mooże z 5 minut dłużej, oni tez nie mieli zbytnio czasu na zerkanie na zegarek. Lekkie poruszenie wzbudziłam wchodząc w takim stanie na oddział

Leżeliśmy potem razem na sali prawie 3h, TZet nie mógł wyjśc z szoku, ze tak szybko. W sumie do tej pory przeżywa jak niewiele brakło bym urodziła w aucie

3kg i 56cm, 10 punktów. Mała słodka dziewczynka.
Basia
