Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw lip 25, 2013 23:33 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

puszatek pisze:Aniu kochana :1luvu: spokojnego życia, zdrowia i więcej czasu dla siebie, Słoneczko :1luvu: :1luvu:

Obrazek



o Tej Ani tez sobie..przypomniałam,wszystkiego Anusia dobrego i dzionka miłego :1luvu:
BOZENAZWISNIEWA
 

Post » Czw lip 25, 2013 23:52 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

felin pisze:Sluchajcie, jeśli to jeszcze aktualne, to córka kuzynki odpisala, że ona się tym nie zajmuje, ale koleżanka od spraw zwierzaków wraca z urlopu w poniedzialek i wtedy będzie mogla mi podeslać namiary na organizacje zwierzakowe.


Felin, sprawa jak najbardziej aktualna.
Tzn. jeszcze 2 dni temu była, ale niezależnie od czegokolwiek kontakt do osoby z tego rejonu byłby bardzo przydatny, ponieważ mój kuzyn ma ogromne serce, ale nie zawsze wiedzę w tematach pomocowych dla zwierząt, a także możliwości...
A nie jest obojętny na krzywdę, a tym samym pomoc dla naszych kochanych zwierzaków...
Zatem bardzo Cię proszę o jakieś namiary, jeśli uda Ci się coś ustalić...
Z góry bardzo dziękuję... :1luvu:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Czw lip 25, 2013 23:58 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

puszatek pisze:Aniu kochana :1luvu: spokojnego życia, zdrowia i więcej czasu dla siebie, Słoneczko :1luvu: :1luvu:

Obrazek


Basiu kochana... :1luvu:
Dziękuję, dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję...i za pamięć i za życzenia... :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Czw lip 25, 2013 23:59 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

BOZENAZWISNIEWA pisze:o Tej Ani tez sobie..przypomniałam,wszystkiego Anusia dobrego i dzionka miłego :1luvu:


Bożenko...
Jak miło Cię widzieć u nas... :1luvu:
Dziękuję pięknie za pamięć i życzenia... :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Pt lip 26, 2013 0:09 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Hakita pisze:
felin pisze:Sluchajcie, jeśli to jeszcze aktualne, to córka kuzynki odpisala, że ona się tym nie zajmuje, ale koleżanka od spraw zwierzaków wraca z urlopu w poniedzialek i wtedy będzie mogla mi podeslać namiary na organizacje zwierzakowe.


Felin, sprawa jak najbardziej aktualna.
Tzn. jeszcze 2 dni temu była, ale niezależnie od czegokolwiek kontakt do osoby z tego rejonu byłby bardzo przydatny, ponieważ mój kuzyn ma ogromne serce, ale nie zawsze wiedzę w tematach pomocowych dla zwierząt, a także możliwości...
A nie jest obojętny na krzywdę, a tym samym pomoc dla naszych kochanych zwierzaków...
Zatem bardzo Cię proszę o jakieś namiary, jeśli uda Ci się coś ustalić...
Z góry bardzo dziękuję... :1luvu:

Mam obiecane.
Jak tylko dostanę, to podam.

Wszystkiego najlepszego, przy okazji :balony:

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt lip 26, 2013 1:07 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Kochani...
Jak wiecie od kilku dni zbieram się, żeby napisać kilka słów o nas i ciągle nie mam kiedy... :(
Tak mi się życie układa, że trudno znaleźć wolną, a co ważniejsze spokojną chwilę...
Pewnie wielu z Was ma podobnie, choć każdy z innymi problemami i w innym wymiarze...
Mam jednak nadzieję, że nadejdzie w końcu czas, który będzie zdecydowanie łaskawszy dla nas wszystkich pod wieloma względami...

A teraz kilka słów, co u nas, tzn. u Kociaków... :wink:
Na szczęście wszystkie teraz zdrowe... :1luvu:
Po kolei, choć kolejność przypadkowa...

Zulka vel. Niutka...
Rozpieszcza nas w każdej chwili i jest rozpieszczana przez nas w każdej chwili... :wink:
To naprawdę wyjątkowa Kotka...
Każdy Kot jest wyjątkowy, ale nie spodziewałam się, że poznam taką małą osobliwość... :wink:
Niestety apetyt ma za troje i troszkę ma problem z nadwagą.
Próbuję z tym walczyć, ale nie bardzo się to udaje...
Podejrzewam, że podjada myszy i dlatego ciężko jest jej schudnąć.
Kiedy dostaje ograniczone porcje, to często wraca z podwórka ewidentnie najedzona, albo dosłownie się oblizując...
Nie wspominając o tym, jak przynosi mi do domu myszy, jaszczurki, a nawet krety, co bardzo, ale to bardzo rani moje serce...
Niestety nie mam na to wpływu...
Na szczęście, odpukać...- jakoś dogaduje się z Micusiem... :)
Tzn. Zulka jest bardzo chętna do kontaktu, ale Micuś nie bardzo...
Jednak najważniejsze, że od dość długiego czasu nie było żadnego ataku ze strony Micusia... :ok:

Micuś...
Jego życie jest z pewnością bardzo barwne...
Bywa, że nie ma go 3-4 dni, a ja dostaję białej gorączki, ale wraca w najmniej niespodziewanym momencie, sprawiając wrażenie zaskoczonego moimi pytaniami - gdzie był...?
Niestety zdarza się, że wraca po walkach i niezbędne jest leczenie antybiotykami, ale dość szybko udaje nam się zażegnać problem z ranami zdobytymi walkami...
Z kolei bywają dni, kiedy nie opuszcza domu, a raczej tarasu i ogródka, zarówno w dzień i w nocy.
Szczególnie teraz, kiedy nastały upały...
Ponadto trzyma linię, jak model - tylko pozazdrościć, ale to tylko latem :wink:
No i mija się regularnie z Mr. Bigiem...
Nie wiem, jak to robią...

Mr. Big...
Pojawia się, ale teraz dość nieregularnie...
Od kilku dni nie pojawił się, albo pojawił nocą, o czym nie wiem...
Noc to od jakiegoś czasu jego ulubiona pora...
Mimo wszystko naprawdę nie wiem, jak to jest, że potrafią się mijać z Mickiem...
Jest to dla mnie wielka zagadka...

Rodzice - Mika i Antoś.
Mika...
Mika jest cudownym i wyjątkowym kotem dla moich Rodziców i kochają ją ogromnie, choć jest dość charakterna :wink: , ale niestety jest coś, co powoduje w nas niepokój...
Jest pewien problem i tu potrzebuję Waszej rady...
Mika nie została dobrze wysterylizowana i niestety, kiedy koty wariują, to Mika również dostaje szału...
Nie ma sposobu, żeby to opanować.
Pytałam kilku wetów, co można w tej sytuacji zrobić i zdania są bardzo podzielone...
Jedni mówią, że to szukanie igły w stogu siana i nie ma możliwości, żeby w tej sytuacji Kotkę wyczyścić dokładnie, a inni z kolei mówią, że jest to możliwe i wręcz niezbędne, ponieważ może dojść do różnych powikłań...
Jakie macie doświadczenia?
Co o tym myślicie?
Nie wiem, co robić w tej sytuacji...
Poza tym Mika w pewnym stopniu żyje z Antkiem, ponieważ bardzo dużo czasu spędza na dworze, choć w upały znacznie bardziej woli dom...
Mimo wszystko, kiedy pojawi się ktoś "nowy", to razem stają do walki :wink:

Tosiek...
Antoni przeszedł dość sporo leczenia i niestety nie każde było skuteczne...
Już mieliśmy zrobić posiew, choć środków brakowało, ale na szczęście ostatni antybiotyk zadziałał i w końcu problemy z ropniami u Tosia się skończyły.
Zobaczymy, co będzie dalej, ale oby było dobrze...
Trochę mnie martwi to, że Tosiu jest strasznie chudy, pomimo tego, że ma apetyt, ale najprawdopodobniej jest to związane niestety ze starością...
Pewnie dlatego też większość czasu spędza przy domu na trawce, niż gdzieś biegając...
Tosiek to bardzo wyjątkowy kot...
To taki trochę mój ulubiony kot... :wink:
Mimo, że zna mnie jedynie z podawania leków, czyszczenia ran - co było bolesne, biegnie do mnie na powitanie i prowadzi do samego domu przy czym dostojnie mruczy... :1luvu:
Uwielbiam i kocham tego Kota... :1luvu:

No, to tyle, co u nas...

Dobrej nocy i do miłego... :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Pt lip 26, 2013 1:08 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

felin pisze:Mam obiecane.
Jak tylko dostanę, to podam.

Wszystkiego najlepszego, przy okazji :balony:


Dziękuję i dziękuję Kochana :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Sob lip 27, 2013 21:27 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Co do Miki.....myślę, że trzeba to dokładnie diagnozować, bo jeśli zostawili kawałek jajnika, to grozi koteczce nowotwór, tak jakby była niesterylizowana.
Wiatrusia [*] 27.09.2012 r. Kacperek [*] 02.12.2016 r.
Filemonek [*] 31.03.2017 r.

EVA2406

Avatar użytkownika
 
Posty: 7549
Od: Pt lip 27, 2007 13:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 31, 2013 1:37 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Evuś, no właśnie sama nie wiem, co robić, ponieważ jak wcześniej wspomniałam, każdy weterynarz mówi, co innego...
Jeden mówi, że powinno się to sprawdzić i mimo trudności znaleźć, a inny, a w sumie dwóch innych, że nie ma możliwości tego znaleźć, bo to szukanie igły w stogu siana...
Nie wiem, co robić, a wiadomo też, że mam związane ręce z powodów finansowych, jeśli nawet skonsultowałabym i chciałabym coś robić z kolejnym weterynarzem...

Ale dzisiaj o czym innym...
Anna dzisiaj się dorobiła problemu, a w sumie dwóch problemów, a w sumie szczęścia, a w sumie dwóch szczęść... :wink:
Od początku...
Nie planowałam, choć odwiedziłam dziś Rodziców.
Planowałam, że zrobię to jutro, już nawet umówiłam się z Mamą.
Niestety dzień był ciężki i postanowiłam choć trochę czasu spędzić z Rodziną...

Przyjeżdżam do Rodziców, a pod bramą kilka chłopaków mówi mi, że na drzewie na wysokości 7-8 metrów jest malutki kotek.
Proszą mnie o pomoc, żeby zadzwonić do straży pożarnej, ponieważ ich interwencje nic nie przyniosły.
Sugerowali, że pewnie dlatego, że dzwonili małolaci.
Nie czekałam chwili, ale moja rozmowa ze strażą pożarną trwała prawie 10 minut, ale poza tym, że pokłóciłam się z dyspozytorem, to nic nie uzyskałam.
Usłyszałam, że kot, który wyjdzie przez okno na parapet jest zagrożony, ponieważ sam nie wróci, ale kot, który wszedł na drzewo na tak dużą wysokość z pewnością sobie poradzi i zejdzie sam na dół.
W żaden sposób nie byłam w stanie go przekonać, nawet tym, że kotek jest malutki i, że jest tam od rana i, że nie ma serca i, że jestem inspektorem TOZ-u, więc wyciągnę z tego konsekwencje...
Nie ważne...
Nie muszę Wam pisać, jak to kocie płakało...
Na szczęście większość wsi się zleciała i jeden dobry człowiek załatwił drabinę, z której jeszcze wchodził na drzewo prawie ponad 4 metry i po długim czasie udało mu się kotka wrzucić za koszulę i zejść na dół.
Jedno jest pewne, gdyby spadł, to miałabym człowieka na sumieniu...
Kocie szybko trafiło w moje ręce, no i przecież tak naprawdę dopiero wtedy wszystko się zaczęło...
Obeszłam z Mamą całą wieś...
Niestety w całej wsi znalazłam domy, w których jest pełno małych kociaków - po 4-5 kociaków z nowych 3-4 miesięcznych miotów...
Przerażona krzyczałam na ludzi, dlaczego nie sterylizują kotów, ale usłyszałam, że przecież to krzywda...
Wieś... Czego oczekiwać, zaścianek ponad wszystko - krzywda dla zwierząt i koniec...
Niestety lub stety nikt nie przyznał się do 2 miesięcznego Maleństwa na moich rękach...
W między czasie ściągałam go z podwozia samochodu, ponieważ niefortunnie, kiedy wystraszył się szczekania psa, uciekł z rąk mojej Mamy.
Nie znalazłam nikogo...
Poza tym, że pojawiła się szansa na dom u okolicznego weterynarza, ponieważ jego żona i córka zakochały się w Małym.
Jak można się nie zakochać w małym Kociaku, który tuli się w moje ramiona od dobrej godziny...?
Wróciłam do domu i w ręce Taty przekazałam Malucha na kilka minut.
Wyszłam na dwór i słyszę koci, dziecięcy płacz...
Przekonana, że to z domu, wracam.
Niestety, nie z domu, z drzewa przy domu...
Załamałam się totalnie...
Kolejny kot na mojej drodze...
Ściągnęliśmy Malucha i bez jakiejkolwiek wątpliwości byłam pewna, że Maluch jest rodzeństwem tego, który jest już w domu moich Rodziców...
Pomocnicy - Małolaci wspomnieli, że koty mogą być nieopodal mieszkającego sąsiada, ale pewności nie mają.
Szybko z Kocięciem na ręce pobiegłam do sąsiada.
Niestety nie znalazłam właściciela...
Nigdzie, bo jak się okazuje właściciela nie ma...
Są ludzie niedobrej, czy też dobrej woli w tej sytuacji, którzy przynajmniej dokarmiają koty...
Jednak koty domu nie mają...
To dziki miot kotki, która jest dokarmiana od kilku lat.
Miot liczy 2 kocięta (moje rodzeństwo...) i po opuszczeniu przez matkę, Maluchy poszły w świat...
Piękne 2 Maluchy - Ona i On...
Ona z drzewa pierwszego, wielkiego, On z drugiego, mniejszego...
Co robić...???
Rodzice sugerują, żeby wypuścić, bo co zrobię z Kociętami...?
Kotów i Kociąt na wsi jest pełno i wszystkim nie pomogę...
Racja, ale...
Ale te Kocięta lubiły ludzką rękę, te Kocięta tuliły się do człowieka, a wszystkie, które miałam okazję we wsi spotkać uciekały, były totalnie dzikie...
No więc, jak nic nie zrobić...?
Zabrałam drugie Kocie do Rodziców...
Nie muszę Wam pisać, że załamałam Rodziców całą sytuacją...
Sama byłam załamana...
Miałam jednak nadzieję, że może weterynarz weźmie jednego, a najlepiej oba...
Po krótkiej chwili, kiedy połączyłam Kocięta zrozumiałam, że powinny być zawsze razem i zrozumiałam, że rzucam się na wody, z których mogę kiedykolwiek nie wypłynąć, tym bardziej, że od dawna powoli się topię...
Ale co robić...
Wiem, że nie uratuję całego świata i nie uratuję wszystkich kotów ze wsi i nawet z tej wsi, ale jak też powiedziałam Rodzicom...
Kiedy na mojej drodze, tak bezpośrednio staje zwierzę, to wiem, że nie dzieje się to przypadkiem...wyższa siła ma dla mnie jakieś zadanie...
A te Kocięta stanęły na mojej drodze...
Nie mogę im nie pomóc...
Po godzinie pojechałam do doktora, ale jego nadal nie było...
Kiedy odchodziłam właśnie nadjechał, ale żona powiedziała, żebym dała im trochę czasu na "urobienie" doktora na kolejnego kota, niestety z dwoma będzie to raczej niemożliwe...
Niestety, kiedy odjeżdżałam doktor mnie zahaczył i kategorycznie odmówił nawet jednego kociaka, ale poprosiłam, żeby się jeszcze zastanowił, a ewentualnie pomyślał, kto mógłby Kocięta, Kocię adoptować...

No i...
Zabrałam Kocięta do domu...
Myślałam, że umrę ze strachu przed Bratem, ale okazało się nie najgorzej na szczęście...
Jak można się oprzeć dwóm przepięknym "Węgielkom" z błyszczącymi oczkami...???

Maluchy się najadły, poszły do kuwety, ale chyba nie wiedzą do czego służy, po czym bawiły się do upadłego piłeczką i piórkami...
W końcu zmęczone usnęły...
Przez cały czas były dość ostrożne, szybko chowały się do transporterka, w którym najwyraźniej czują się bezpiecznie, kiedy ktoś wchodził do pokoju.
Jednak po chwil wychodziły do zabawy, albo obwąchania naszego towarzystwa.
W końcu zmęczone zaczęły się układać do snu w transporterku i w końcu po raz pierwszy usłyszałam mruczenie...
Pojawiła się oznaka w jakimś stopniu kociego spokoju...

Dzięki Bogu, choć ja nie mam spokoju niestety...
Niestety Maluchy muszą jak najszybciej znaleźć dom...
Najlepiej we dwoje...
Nie jestem w stanie ich zatrzymać i nie mogę sobie na to w żaden sposób pozwolić niestety...
Błagam Was o pomoc Dziewczyny, błagam Wszystkich, którzy odwiedzają ten wątek o pomoc w znalezieniu domu dla tych Cudaczków, najlepiej we dwoje, choć wiem, że to wręcz cud...
Obecnie największym problemem jest to, że Kocięta są odizolowane od Zulki, która z kolei byłaby dla nich ewidentnie dobrą Mamką.
Poza tym są zamknięte w malutkim pokoiku, w którym przy obecnych ostatnio i niestety teraz wzrastających temperaturach, może być nawet ok. 40 stopni...
W weekend sami nie mogliśmy wytrzymać, mimo otwartych wszystkich okien i drzwi mieliśmy 35 stopni w domku i ledwo to wytrzymywaliśmy...
Co mam robić...?
Naturalnie zrobię ogłoszenia i pytam wszystkich dookoła, ale błagam pomóżcie mi znaleźć dla tych dwóch czarnych CUDÓW dom...
Taki dom, który pokocha ich tak, jak można je bezgranicznie kochać...
Całym sercem...

Nie zdążyłam jeszcze zrobić zdjęć, najpóźniej będą jutro, tzn. dziś, ale już teraz proszę Was o pomoc...
Zdaję sobie sprawę, że to bardzo duża pomoc, ale liczę na Was, a przede wszystkim wierzę...

Tymczasem ściskam i dobrej nocy życzę...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Śro lip 31, 2013 3:05 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

No i są Kociaki... :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Cudne, przesłodkie...
Naomi i Navid...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Śro lip 31, 2013 3:07 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Prosimy, błagamy w znalezieniu kochającego domku...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Śro lip 31, 2013 12:33 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

to trzeba mieć szczęście, znaleźć jednego :ok: co dopiero dwoje :wink: :roll:

cudne kociaczki :1luvu: przypominają moją malusią Figusię :1luvu:
30.07.09 Maciuś [*] 02.10.10 Kocik [*] 16.12.10 Pusia [*] 10.07.14 Meliska[*] 23.01.18 Boluś [*] Kubuś [*] 07.10.2019 Kisia [*] 09.06.2021 Piracik [*] 07.03.2022 Kacperek [*] 05. 01. 2024 Belfaścik [*] 16. 02. 24 Figa [*] 22.02.25 Tulinka [*]15.04.25 Kropek [*] 06.05.25 Ptysiek 08.05.25 wybaczcie mi, do zobaczenia...

puszatek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21754
Od: Sob lut 05, 2011 21:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 31, 2013 17:37 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Basiu, cudne, cudne, ale co ja mam teraz zrobić...?
Pytam wszędzie, gdzie się da...
Pomożecie mi jakoś?

Za chwilę zabiorę się za opisanie po krótce ich historii, żeby powysyłać maile i gdzieś je poogłaszać.
Boję się, co ja zrobię...
Szczerze to jestem trochę podłamana, ale wiem, że nie mogłam ich zostawić...

A teraz kilka wieści od Groszków... :wink:
Razem są dla mnie Groszkami, a oddzielnie roboczo nazwałam je: Naomi i Navid.
Ogółem są cudowne i jeszcze wczoraj po wejściu do pokoju czuły się dość nieswojo, ponieważ raczej chowały się do transporterka albo za kanapę.
Dziś jest już zupełnie inaczej...
Nie chowają się, a wręcz same przychodzą.
No i dziś pojawiło się też mruczando, ale tylko od Naomi, która jest znacznie odważniejsza i nawet odrobinę większa.
Navid jest takim malusim chłopczykiem, który cały czas podpatruje co robi siostra i idzie w ślad za nią.
Jedynie kiedy się bawią, to wtedy ewidentnie rządzi Navid :wink:
Oba Groszki naturalnie mają wielki apetyt i na szczęście pojawiły się dzisiaj siusie i kupka, a co ważniejsze i zadowalające w kuwecie :)
Ciężko jest niestety kontrolować, który kiedy się załatwił, a który nie...
To tyle o Groszkach.
Teraz słyszę, że zabawą przestawiają pokój :wink:

Dziewczyny, błagam pomóżcie mi znaleźć dom dla Groszków... :(
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Śro lip 31, 2013 23:06 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Aniu - masz szczerozlote serduszko :1luvu: Dziekuje Ci, ze nie przeszlas obojetnie obok tych cudnych stworzonek - przykro tylko, ze na wsi tak zle sie dzieje w kwestii sterylizacji :? Piekne dwa wegielki - pomyslalam o "pakcie czarownic" - moze one pomoglyby w znalezieniu im domkow viewtopic.php?f=1&t=153629
:ok: :ok: za malentaski i za wspanialy domek lub dwa dla nich :ok: :ok:
Ronda 25.04.2014[*]
Cindy 21.08.2018[*]
Kota nie powinno sie kupowac, bo kot to przyjaciel.
Przyjaciol sie nie kupuje.
Bleise Pascal




Obrazek.

_________________
Obrazek.

Cindy

Avatar użytkownika
 
Posty: 4797
Od: Śro lut 11, 2009 13:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Czw sie 01, 2013 15:05 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Cindy, dziękuję za ciepłe słowa...
Przecież każda z nas tak właśnie by postąpiła...
Niestety jestem załamana całą sytuacją...
Wiem, że nie mogłam ich tam zostawić, ale moja sytuacja mieszkaniowa i finansowa jest trudna i nie wiem, co będzie jutro, nie mówiąc już o kolejnych dniach...
Wczoraj za ostatnie pieniądze kupiłam im kilka saszetek, ale nie wiem, co zrobię jutro, pojutrze...
Nie mówiąc już o tym, że mam też przez to problemy rodzinne...
Kiedy patrzę na te cudne Groszki, to po prostu lecą mi łzy...
Piszę, rozpowiadam dookoła, że mam Maluchy, które szukają domu, najlepiej we dwójkę, ale jak nie będzie wyjścia, to rozdzielę kociaki.
Najlepiej by było, żeby znalazł się ktoś, kto mógłby zabrać je chociaż na tymczas, a ja i tak poruszę niebo i ziemię, żeby znaleźć im domek.
Naprawdę nie wiem, co mam robić...
No i boję się też o Zulkę, która ewidentnie nie jest z powodu całej tej sytuacji w najlepszym humorze...
Boże, co ja mam robić...

Pakt czarownic pomaga w takich sytuacjach, czy pomaga w określonych sytuacjach finansowo tylko?

Ponadto podpowiedzcie mi proszę, jak je najlepiej karmić. Tzn. jak często, czym (choć tu w ogóle problem, bo na razie nie mam za co...) i co z mlekiem, bo tyle ile ludzi na świecie, tyle opinii w tym temacie, a ja najzwyczajniej w świecie nie mam w tym zakresie wiedzy...
Co zrobić, żeby Mała zaczęła się załatwiać do kuwety? Mały robi to doskonale, ale Mała ma z tym problem...
Co z ewentualnym odrobaczeniem? Tan naprawdę powinny się znaleźć na przeglądzie u weta, ale to nierealne w mojej sytuacji...
Gdzie mogę je poogłaszać? Tzn. na jakich portalach, gdzie najlepiej?

Nie da się ukryć, jestem załamana...
Ostatnio edytowano Czw sie 01, 2013 21:23 przez Hakita, łącznie edytowano 1 raz
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Gosiagosia i 1056 gości