Skąd się koty biorą .....
Może ze skrzynki na narzędzia......
Wiele lat temu to było, końcówka lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Miałam swoją domową , niewychodzącą kotkę , półtoraroczną , miałam trójkę dzieci i do tego opiekowałam sie czwórką dzieci sąsiadek, takimi srajdkami - 2-6lat.
Nooo i pewnego pięknego majowego dnia za przyczyną
przywódczynie stada dzieci
na przychodne zostałam
mamusią czwórki cudownych kociąt. Otóóóóóż

dzieci wyszły w poniedziałek rano na plac zabaw, na którym to placu jakieś służby techniczne miały swoje barakowozy. No i
służby w jednej ze skrzynek na narzędzia znalazły 4 kociaki , ok 8-dniowe / największy zaczął już oczęta otwierać /. No i panowie chcieli kocięta , na oczach licznie zgromadzonych dzieci łopatą....
Cudowna Natalia nie pozwoliła, rozdarła się na całe osiedle i
i ze[i]- ciocia ma kota , ciocia wychowa[/i].
No i co ciocia miała zrobić - ciocia wychowałą, karmiła co chwile , zakraplaczem do nosa, krowim mlekiem /przecież nikt qwtedy nie słyszał o kocich mlekach /, masowała brzuszki, jedno odkładała, drugie brała....
Po kilku dniach kotka rezydentka postanowiła
zaadoptować maluchy , odpadło
wylizywanie, karmienie to już był pikuś, nawet
mały pikus.
No wychowały się wszystkie , największy kocurek i najmniejsza kotka zostali u mnie , drugi kocurek trafił do mojej ciotki , druga kota poszła do kolegi mojego syna. Wszystkie odeszły po prostu
na starość, w wieku 15-18 lat