» Pon lip 22, 2013 9:04
Re: Wszystkie koty jamnika Melona V - czyli tam i z powrotem
Zbieram się w sobie - historyjka z roku bodajże 2009...........sama prawda, ostatnio w ferie ponownie sprzatana. W wakacje czyli teraz jest na tapecie Pom Tech
Ano tak – zbieram się w sobie. Od kilku dni zresztą. Muszę wreszcie uporać się z żywiołem o wdzięcznej nazwie „u myszy” – taka właśnie nazwa widnieje na zawieszce do kluczy pomieszczenie to otwierających.
Inni nazywają to strych lub poddasze. Jak sama nazwa wskazuje mieści się na górze.Jakoże przez dłuższy czas miało lokatorów……w sumie co roku ma, ale w zeszłym przegięli i zostali wykwaterowani. Na tamten świat. A co kurcze? To wcale nie jest fajne. Rzeczone poddasze wybite jest taką grubą folią. Bez sensu było robienie tamże eleganckich ścian, więc tak prowizorycznie na długie lata zostało. No i wchodzę sobie……..a tu nad moją głową, tyle że pod folią, siedzą myszy. Nic do nich nie mam – chrobot łapek w ścianach, mój kot zachowywujący się jak szurnięty – adorując ściany………..no to jakoś przeszłam. Ale bezczelne siedzenie nad głową…..hmmm nooo uznałam za przegięcie i przekroczenie jakiś tam wyimaginowanych, acz dopuszczalnych norm.
Łapki nie zastawię – w życiu. Gdyby łapki były jednorazowe, to jeszcze. Ale ściąganie rozdyźdanej myszy z łapki….bleeeeeeeee. Lukrecja Borgia się więc we mnie obudziła i pomyślałam OTRUJĘ!
Wprawdzie straszono mnie, że istnieje niejaka szansa, że otruję także koty ( aktualnie 3 na stanie ). Doszłam jednak do wniosku, że skoro żywe myszy trudno kotom ze ściany wydobyć, zapewne jeszcze trudniej im będzie wydobyć otrute.
Jak pomyślałam tak i zrobiłam. Kupiłam trutkę na szczury…pojechałam co nie?…….i dawaj perfidnie otworki w folii wydziubdałam. Następnie naładowałam tam trutki w kolorku uroczo różowym. Nie lubię różowego. Ciekawe czy myszy lubią……noo te co u mnie mieszkały, już raczej nie ( dodała w zastanowieniu niejakim). Trutka znikała, chrobot ustał, kot olał ściany – tylko nazwa na kluczach została.
Ale ad rem kochana ad rem. No i właśnie. Posiadanie strychu ma jedną zasadniczą wadę. Człowiek ma usprawiedliwienie i miejsce. Ładuje tam co popadnie……lalki na przykład. Wiecie jak trudno ustawia się lalki pod śmietnikiem? Potwornie. Przed nimi jakoś tak głupio. Patrzą się tak strasznie, z wyrzutem… Pamiętam jak opróżniano mieszkanie po mojej Babci. Przyjechałam pomóc – zastałam wujka w piwnicy. Wymknęło mu się, ze przed chwilą jakieś lalki wywalono do kontenera. No i co? No i grzebałam jak oszalała. Po czym, kiedy udało mi się wyciągnąć Kundzię – Moją Pierwszą Lalkę – czułam się normalnie jak zbawca narodów…….Nawet wyrwało mi się jakieś „przepraszam stara”. Leczyć……..normalnie leczyć.
Miało być ad rem tiaaaaaaaa. No właśnie ja tak mam. Jedna scena wywołuje inną. Ta z kolei następną, potem jeszcze jedną a potem to już tylko jakieś pigłuki zapewne:-)
Tak czy siak strych zawalon jest koszmarnie wszystkimi „przydasiami”. Dla całej góry jednych znalazłam ujście. Oddaję. Zakładam, ze innym się bardziej przyda. I kiedy „do myszy” wejść się już nie da, a dzieje się tak średnio raz do roku, wchodzę tam celem porobienia ścieżek komunikacyjnych. Możliwe jest to tylko zimą. Latem panuje tam taki ukrop, że nie życzyłabym nikomu się tam np. ukrywać. Zimą jest zimno:-).
Najpierw muszę wszystko wyciągnąć – przez takie wąziutkie drzwiczki. Potem posegregować. To czego nie dam rady, no nie dam rady wywalić , wnoszę potulnie z powrotem. Inne won. Albo grzecznie pa pa. Zależy. W zeszłym roku tak było z kanapą – słowo honoru, miałam tam kanapę z Ikea:-). Najpierw bylo kulturalnie pa pa. Do ludzi miała iść. Ludzie olali……..no to było won. Grunt ze jej nie ma. Uff
Ci którzy nie lubią kotów w poprzednim wcieleniu musieli być myszami......

"Nigdy nie dyskutuj z idiotą - sprowadzi Cię do swojego poziomu, a następnie pokona doświadczeniem"